Po pierwsze, brak tu przesycenia wszystkie co się rusza i nie rusza magią. Owszem, główna bohaterka jest czarownicą, i ma takiego małego czarnego kotka, ale i tak główne motywy są tu do bólu przyziemne. Miyazaki opowiada o dorastaniu, pierwszym zauroczeniu, magię traktuję jako metaforę duszy i jej wewnętrznych możliwości. Historia ta jest niezwykle ciepła i dobrze się ogląda. Ale jednak wolałem tamte, magiczniejsze klimaty.
A póki co, można się zachwycać „Titanicową” sekwencją w końcówce. Ten sterowiec był niesamowity...
7/10