Mam babcię właśnie z tego pokolenia, mieszkającą na tym terenie, z robotniczego środowiska i ona, będąc naocznym świadkiem historii, mówi to samo, co w filmie. I nie dlatego, że się jakiejś propagandy nasłuchała, tylko po prostu ci ludzie tacy byli, tak żyli i o tym mówili. A władza w II RP nie była ani demokratyczna, ani tak lubiana, jak to się teraz zwykło przedstawiać. W tamtym środowisku popularna była raczej PPS-lewica. Wierzę, że film pokazuje prawdę, bo jest całkowicie zgodny z tym, co opowiada moja babcia.
Babcia nie ma nic do tego, czy to jest (była) propaganda, czy nie. Prawdziwy może być koloryt społeczno-obyczajowy. To, że w II Rzeczypospolitej były silne konflikty polityczne, a po 1926 roku charakter państwa był niezupełnie demokratyczny, wie każdy, kto nie poprzestawał na szkolnym kursie historii. PPS-Lewica w okresie międzywojennym nie istniała, bo w 1918 przyłączyła się do KPRP (potem KPP). Przedwojenna PPS była jednak niepodległościowa, antykomunistyczna i antysowiecka (teraz nie ma takiej partii lewicowej, chyba że... PiS, ale PPS była raczej antyklerykalna). W czasie wojny warunki życia w Warszawie były faktycznie ogromnie ciężkie - bieda, brak nadziei na szybką poprawę, stałe zagrożenie wolności osobistej i życia, od kuli niemieckiej po śmierć głodową. Ale w filmie gloryfikuje się prosowieckie PPR, ZWM i GL, a oczernia się AK, która była jak na warunki okupacyjne organizacją masową z licznym udziałem także robotników. Charakter rządów komunistycznych był w społeczeństwie znany, bo w 1920 bolszewicy zajęli północne Mazowsze po Radzymin i Płock, a po 22.VI.1941 do świadomości ludzi dotarło więcej o okupacji sowieckiej 1939/41 . Niewątpliwie określenie "Czerwona Wola" nie wzięło się znikąd, ale nie za wiele ludzi uważało bolszewizm za antidotum na schorzenia Polski przedwrześniowej. Czytałem w dodatku powieść Bohdana Czeszki. Jest dobrze napisana, ale jeszcze bardziej wybitnie propagandowa. Tam jest też mowa o zbrodni katyńskiej, więc można się dziwić Wajdzie, że akurat to dzieło musiał ekranizować. Dziwić naiwnie.
Biały, męski szowinisto! A kto w tym filmie jest przeciwko niepodległości? Chyba niedokładnie oglądałeś. I w którym miejscu oczernia się AK? A nazwę "Czerwona Wola" ukuł niejaki poeta Edward Szymański. Co do Wajdy, to się niczemu nie dziwię.
"Biały" - bo nie czerwony (nawet PPS-owski, chociaż pozostaję z szacunkiem). "Szowinista" - wzajemnie, szowinistko (bo używasz takich określeń). Być może, że w mojej pamięci dominuje powieść, ale to, co się dzieje wokół kradzieży pistoletu, akurat jest niepochlebne dla AK w ogóle, a pozytywni bohaterowie reprezentują ZWM. Organizacje komunistyczne były za podporządkowaniem Polski po wojnie ZSRS, czasami w formie republiki związkowej. Nie chwaliły się tym w codziennej agitacji. Edward Szymański (komunista, ciekawy poeta) nie jest dla mnie "niejaki", ponieważ przełożył na polski "O naturze wszechrzeczy" Lukrecjusza. Wolska czerwień, choćby PPS-owska, była faktem. A w powieści nie brakowało uszczypliwości także pod adresem socjalistów.
To nie ja zaczęłam z tymi "szowinistami", sam się tak przedstawiłeś. Jak jesteś taki przeciw, to po co czytasz takich Czeszków i Szymańskich? Mnie się nie chciało. Rzeczywiście, coś było o pistolecie, ale zapamiętałam głównie rolę Zintela, który z reguły świetnie odgrywał różne gnidy.
Przeczytałam jeszcze raz swój pierwszy wpis, może się faktycznie nieściśle wyraziłam, stąd nieporozumienia. Do PPS-L. należał mój pradziadek, który się urodził ok. 1890r., czyli jedno pokolenie wcześniej. Ale bez względu na to, czy partia została rozwiązana, czy nie, to w ludziach coś zostało, i wiem to na pewno - zawsze tylko o tym PPSie w domu słyszałam, nie o żadnej KPP. Nie mam do tego osobistego stosunku, po prostu to znam. Jestem zadowolona, że mam te informacje z pierwszej ręki, bo w książkach to można różne rzeczy przeczytać, zależnie od tego, kto i po co je pisze. Jednak od Babci nic więcej się już nie dowiem, bo umarła dwa tygodnie temu.
Dla ścisłości: Szymański nie był komunistą tylko socjalistą, członkiem PPS i to - rzecz rzadka u poetów - aktywnym członkiem partii, działał też w TUR i innych organizacjach związanych z PPS.
Nie komuch (patrz wyżej) i nie stary bo zginął w Auschwitz w wieku 36 lat. Trochę wiedzy, i trochę przyzwoitości by się przydało...
Komuch, komuch, całe życie walczył dla tej idei, może nie do końca komunistycznej, ale na pewno socjalistycznej. Z tym "stary" to oczywiście żart. Historię Szymańskiego znam bardzo dobrze, chodziłem do podstawówki jego imienia, musieliśmy znać na pamięć jego życiorys...
Kto w tym filmie jest przeciw niepodległości? A kto tworzył Gwardię Ludową? Czy nie oficerowie Armii Czerwonej? - Tej samej, która 17 września 1939 r. napadła na Polskę i wywiozła ponad milion Polaków na Sybir, nie wspominając o zbrodniach NKWD. Czy wiesz, że Gwardia Ludowa zwalczała Polskie Podziemie - Armię Krajową i Narodowe Siły Zbrojne? Czy jeżeli ktoś wstępuje do bojówek prosowieckich może czy nawet chce liczyć na to, aby Polska była niepodległa? Przecież to byli członkowie Gwardii Ludowej później Armii Ludowej zasilali szeregi Ludowego Wojska Polskiego, NKWD-UB.
Wydaje mi się, iż jak na film z 1954 roku, tej propagandy wcale nie jest tak wiele. Owszem, AK nie została przedstawiona w dobrym świetle, ale z drugiej strony to w zasadzie tylko parę minut. Owszem, źle się dziś słucha tego "towarzyskiego" bełkotu, ale z drugiej strony podejrzewam, iż takich idealistów było wtedy wielu. Uwierzyć w komunizm chyba nie było chyba zbyt trudno. Nie wiem też, ile taki zwykły, szary człowiek, wiedział o sowietach i ich metodach działania. Wtedy Internetu nie było ;)
Nade wszystko jednak to dość słaby film, który kiepsko zniósł próbę czasu.
Film jest strasznie przesączony marksistowską propagandą( krytyka AK, ukazanie garstki komunistów jako bohaterów niepodległościowych, ZSRR jako wyzwoliciel itp) i wizją rzeczywistości ubiegłego systemu( scena wyjaśniająca Stachowi skalę wyzysku..). Ale oczywiście pamiętajmy, że powstał w roku 1954. Innego w tamtym czasie się po prostu nie dało nakręcić. Dałem 5/10, bo czułem wielki przesyt ideologią( może z braku przyzwyczajenia) oraz nieco denną( stojącą w miejscu długimi chwilami) fabułą. Na "+" zdecydowanie gra aktorska Łomnickiego, Kotysa, Janczara i Paluszkiewicza. Dobrze oddana jest też sytuacja życiowa ludzi w czasie wojny. Film nie porywa, ale jest to żywy przykład wpływu władzy na kreowanie sztuki co samo w sobie może być dobrym powodem obejrzenia pełnometrażowego debiutu Wajdy.
Mam bardzo podobne wrażenia. Wahałem się między 5 a 6 i zdecydowałem się ostatecznie na 6 przez to, że zdjęcia na bardzo przyzwoitym poziomie i film jest stylowy. A stylowość jego polega również na charakterystycznym dla socrealizmu ukazywaniu zapału, entuzjazmu, rozmarzenia i uduchowienia malującego się na twarzach: dziś to wygląda trochę dziwacznie, może nawet groteskowo, ale Wajda potrafił tego środka artystycznego wyrazu używać ze względnym umiarem, więc jeszcze nie razi, a już jest zauważalny. Dodatkowo, obraz biedy okupacyjnej egzystencji wśród zwykłych, prostych ludzi oraz motyw pacyfikacji getta i dymów nad wesołym miasteczkiem, który znamy z wiersza. Ten film po prostu warto obejrzeć, choć ponadczasowym arcydziełem nie jest.
Mój wujek, kolejarz, przedwojenny "pepeesiak" i potem w PZPR, z wielkim przekonaniem rzucał wobec moich rodziców, inteligentów, określenie: "klasa próźniacza". Tyle zapamiętał za szkoleń partyjnych...
A jak było z babcią?
Uważasz, że człowiek musi powtarzać poglądy zasłyszane na szkoleniach? A nie może wyrobić sobie własnego zdania na podstawie doświadczeń?
Za próżniaków babcia uważała różnych cwaniaków od tzw. spraw pozazmysłowych, typu księża, wróżki, cudotwórców itp.
Jeśli "człowiek" nie używa samodzielnie mózgu - a tak robi spory procent społeczeństwa - to tak.
Zresztą my wszyscy posługujemy się stereotypami czy nawykami, które nabyliśmy w ciągu życia i nawet nie zastanawiamy się, czy są sensowne (piękny przykład: lekarze wiedzą, że zbyt częste mycie zwiększa szanse zarażenia bakteryjnego czy wirusowego - i co?; N.b., jest piękne higieniczne hasło - "myj owoce przed i po jedzeniu"...).
Ja takich ludzi uważam za szarlatanów (może poza księżmi), ale oni w większości są bardzo zapracowani.
Dlaczego poza księżmi? Czym oni się tak trudzą? Obiecywaniem gruszek na wierzbie? Aaaa, już wiem - zbieraniem pieniędzy.