Niestety większość z komentujących chyba dała się złapać na zabieg marketingowy dystrybutorów i spodziewała się slapstickowej komedii, a nie satyry społecznej. Stąd te powtarzające się komentarze o "nudzie" i "bełkocie".
Film Payne'a nie jest doskonały i można mu wytknąć wiele niedociągnięć, nie do każdego przemówi też jego specyficzne poczucie humoru, ale jednego nie można mu odmówić, swoistej odwagi, ten mainstreamowy hollywoodzki film krytykuje postawy i zjawiska, które zazwyczaj są propagowane przez "fabrykę snów" oraz różnej maści publicystów, polityków, sympatyzujących z neomarksizmem naukowców, skończywszy na odurzonych sygnalizowaniem własnych wartości hipisujących ekologów i wojowników o sprawiedliwość społeczną.
Payne w mniej lub bardziej udolny sposób stara się w swoim filmie nawiązać do znanego cytatu z Talmudu: "Kto ratuje jedno życie - ratuje cały świat". To nie teorie i odkrycia naukowe zbawią świat, to nie ludzie, którzy dla własnego zadowolenia i podkarmienia ego w rytm bębenków próbują udowodnić swoją moralną wyższość są kagankiem nadziei, to ludzie, którzy pomimo własnych słabości i ułomności potrafią bezinteresownie pomóc innemu człowiekowi, bez kamer i blasku jupiterów, bez oczekiwania na podziękowanie i docenienie, to oni są prawdziwymi bohaterami i jedyną szansą dla świata.
Za ten w sumie oczywisty, ale w dzisiejszych czasach dość odważny i dla niektórych kontrowersyjny przekaz duży plus dla Payne'a. Szkoda tylko, że film rzeczywiście jest nierówny i w drugiej połowie momentami nazbyt chaotyczny. Ale i tak warto moim zdaniem.