Mnie ten film po pierwszym obejrzeniu trochę odrzucał. To nie był ten Alexander Payne, którego się spodziewałem. Sam punkt wyjścia, czyli - godna konwencji science fiction - idea pomniejszania istot żywych w celu wolniejszego zużywania zasobów Matki Ziemi - odrzucał.
Lecz z każdym kolejnym seansem dostrzegałem nowe poziomy. To jednak nie jest gatunek science fiction. To jest film o ludziach.
Cóż zmotywuje ludzi do najradykalniejszej życiowej zmiany? Troska o całą ziemię i o przyszłe pokolenia??? Nie, to tylko na poziomie werbalnym. Tak naprawdę silna motywacja ma charakter wyłącznie finansowy: żeby niższa klasa średnia mogła zacząć żyć jak multimilionerzy. Czyli hipokryzja na maksa. No, chyba, że się jest ekologicznym de facto sekciarzem - wtedy skuteczna okazuje się doza fanatyzmu i mocna indoktrynacja.