Nie ma co ukrywać, że oczekiwania na ten film były ogromne. "Triple Threat" mogło być największym hitem w karierze Jesse'a V. Johnsona, a wyszedł po prostu kolejny przeciętniak, którego jedynym atutem jest obsada.
Co w sumie nie jest złe, bo każdy chciał zobaczyć w jednym filmie Scotta Adkinsa i Tony'ego Jaa (na pytanie o wynik pojedynku zaspojleruję: 1-1), a do tego Michael Jai White i Iko Uwais, a więc najpopularniejsi aktorzy niskobudżetowego kina kopanego.
I choć ciężko będzie dorównać poziomowi takich hitów jak "Undisputed 3" czy "The Raid" to jednak mieliśmy prawo oczekiwać czegoś więcej. Niestety, reżyser nie udźwignął presji związanej ze zrobieniem ciut lepszego filmu, choć nadal z kategorii B.
Zupełnie szczerze daję 7/10. Zamówiłem kremówkę w restauracji, zjadając wcześniej pięć cukierków.