Oglądałem Garden State już kilka razy, za każdym razem w innym momencie swojego życia. I za każdym razem odbierałem go zupełnie inaczej. To, co mogę powiedzieć na pewno - niesamowity, magnetyczny, niby sztampowy i pretensjonalny, ale magiczny. Na filmach nie jestem uczuciowo wylewny, tego typu historie mi się nie zdarzają. Ale jeśli po obejrzeniu go po raz 6-8 wciąż serce jakoś przyjemniej bije, a ja nie mogę zasnąć przez dwie godziny myśląc o swoim życiu, to chyba jest to, czego od filmu oczekuję. Żadne tam cudo, czy arcydzieło, ale po prostu piękny film.