i to mimo Moore'a i Steigera w rolach głównych. zwlaszcza Rogera mi żal- po Bondzie nie załapał już tak naprawdę żadnej znaczącej roli i tylko odcinał kupony od swej popularności w kinie klasy B. a przecież był prawdziwym amantem przynajmniej dwóch dekad. jego rola w "Świętym" to żelazna klasyka. o "Prawdziwej twarzy" cokolwiek więcej powiedzieć- tania popelina. tylko z nostalgii.