Znani i dobrzy aktorzy, prawdziwa i niegdyś dość głośna zbrodnia, a film po prostu fatalny. Pomysł, aby polską historię osadzoną w polskich realiach opowiadać po angielsku z wykorzystaniem Jima Carreya i Charlotte Gaisnbourg, to po prostu niedorzeczność intelektualna. Trudno dociec, w czyjej głowie wyroiła się taka bzdura, ale pewnie ktoś z KBF dostał premię za "promocję Krakowa". Materia filmowa jest trudna do akceptacji, narracja niemrawa, a zarówno obrazowanie fabuły, jak i montaż to kliniczny przykład nieudolności. Jedyna pochwała należy się muzyce, bo jest do tego stopnia mdła, że w ogóle nie zwraca się na nią uwagi.
Stanowczo zalecam omijać to "coś" szerokim łukiem, a półtorej godziny zamiast na projekcję poświęcić na jakieś pożyteczne zajęcie, na przykład segregację śmieci.