Kinem australijskim zainteresowałem się po obejrzeniu "Walkabout" Nicolasa Roega i na fali tego zainteresowania nie mogłem sobie odpuścić emitowanego grubo po północy "Prowincjonalnego życia". Oglądałem kilka innych adaptacji "Wujaszka Wanii", między innymi w Teatrze Telewizji i musze przyznać, że chyba właśnie to właśnie "Prowincjonalne życie" zrobiło na mnie największe wrażenie, byłbym jeszcze bardziej zadowolony, gdyby nie ten koszmarny polski dubbing, no ale nie można mieć wszystkiego. W tym filmie szczególnie przypadł mi do gustu spokój charakterystyczny dla produkcji z antypodów, piękne zdjęcia i rewelacyjne kreacje Patrici Kennedy, Robyn Cruze i Grety Scacchi, a scena w szopie z udziałem tej ostatniej i Sama Neilla po prostu rzuca na kolana.