Film calkiem spoko, ale wydaje mi się ze ta scena zrujnowała mi obraz tego filmu, co to miało znaczyć karmienie jakiegos potwornego dziecka KARMĄ DLA KOTA?
To miało być po prostu klimatyczne, surrealistyczne i poyebane. To tak jak doszukiwać się sensu w filmach typu eraserhead...
Wydaje mi sie, że to był ten facet, którego żona zmarła przy porodzie. Powiedział coś w stylu "dobrze, że ona nie zobaczyła tego dziecka", więc pewnie urodziło się bardzo zniekształcone lub przypominające jakieś zwierzę, np. kota albo psa. Oglądałam ten film bardzo późno w nocy, na granicy jawy i snu i nie wszystko dokładnie pamiętam (z czego nawet się cieszę)...
Końcówka to już był po prostu rozpad urojonej rzeczywistości w głowie bohatera (profesora), więc działy się rzeczy chore i dziwne.
Jest taka choroba zwana Zespołem kociego krzyku do której moim zdaniem nawiązuje ta scena. To choroba genetyczna, która przejawia się deformację twarzy i głowy oraz charakterystycznym płaczem dziecka przypominającym miauczenie kota. Moim zdaniem dziecko było nią dotknięte.