raczej kiepski film, tu jakiś wyrywek, tam jakiś... nieskładnie to trochę leci... nie polubiłem bohaterów... nie odczuwałem emocji... taki film na 'może być' dla fanów s-f (raz można obejrzeć) ale lepiej poczytać książkę... ;]
Muszę ci przyznać rację - czuje się, że to adaptacja i to robiona jak odrabianie pracy domowej - na siłę i bez polotu. Tak więc książka pierwsza obowiązkowo. Ale jest kilka plusów: scenografia mnie po prostu rozwaliła. Oczywiście nie jest to hollywoodzka technika ale... mocne trzy z plusem. Momentami nawet cztery :) I kolejny plus a właściwie zdziwienie - wychowany na hollywoodzkich produkcjach obawiałem się, że rosyjski będzie mi w jakiś sposób przeszkadzał. Gdzie tam. Mowa Rosjan jest piękna i melodyjna. Ten film ładnie wyczyścił mnie ze stereotypów na temat nieanglojęzycznego sf. Żeby nie zabrakło ducha to film wbijał by w fotel - miał na to potencjał a tak... trochę wieje nudą. Szkoda.
Jeżeli ktoś czytał książkę i wypisuje takie opinie jak te dwie powyżej, to chyba czytał po ciemku.
Bo wątki zaserwowane w książce są tak samo "nieskładne" i chaotyczne. Np. ni z tego ni z owego pojawia się w przenicowanym świecie wątek Głowanów, który kontynuacji doczeka się dopiero w kolejnej części trylogii "Żuk w Mrowisku". W ogóle Bracia w swych książkach zawsze stawiali na domyślność czytelnika, niż dokładne opisy i wyjaśnienia jak u Tolkiena.
wolne żarty - chaos w fabule, chaos w scenografii i kostiumach. Z ponurego wydźwięku antytotalitarnej powieści braci Strugackich (nieśmiertelnej klasyki SF!) wydestylowano jedynie kolorową szopkę.
Fakt. Rozpasanie kolorystyczne to mankament tego filmu, ale wrodzona wyrozumiałość nakauzuje to przemilczeć, pominąć, nie zauważyć, żeby twórca nie zamknął się w sobie:). Ile czytelników, tyle wyobrażeń, każedemu nie wygodzisz.
Pany, adaptacja czy nie adaptacja to nie zmienia faktu że film bardzo dobry - oby kiedyś nasi rodzimi twórcy robili takie świetne filmy.
Filmu nie widziałam. Za to czytałam książkę, w która planeta na jakiej znalazł się Maksym była dla mnie niczym innym jak Związkiem Radzieckim. Ten sam zamordyzm, ta sam ideologia, tajne służby, bezpardonowa walka z opozycją, a wszystko w tle szare, brudne, brzydkie. Świat opisany w książce odpowiadał ówczesnym realiom, normalne przemysłowe brudne miasta, rozklekotane i rdzewiejące samochody itp. Spojrzałam na fotosy i zobaczyłam jakiś dziwnie wystrojonych ludzi, jeszcze dziwniejsze pojazdy, jakaś dziwaczna krzyżówka pseudośredniowiecza z Mad Maxem. Bardzo lubię rosyjskie kino, jednak ten film sobie odpuszczę, wole zostać przy swojej wizji książki i nie chcę jej w sobie burzyć.
No i robisz błąd bo film jest świetny, i piszę to jako fanatyk twórczości Strugackich (przeczytałem/wysłuchałem większość z ich twórczości, w tym w oryginalnym języku). Jasne że film nie jest 100% odzwierciedleniem książki, ale scenariusz czerpie z niej 95%. Uważam że specyfika planety Saraksz, jej mieszkańców, atmosfery i ogólnego klimatu jest oddana w filmie dobrze. Co do porównań Saraksza do ZSRR a dokładniej porównań państwa Płomiennych Chorążych (dok. Nieznanych Ojców), to trafniej raczej przyrównać ZSRR po upadku - dokładniej do każdego upadłego imperium. Chaos, bieda, inflacja, wojny domowe i z byłymi prowincji, ogólnie społeczeństwo w upadku, głodzie i zagubieniu, stymulowane i sterowane propagandą, odciągane od realnych problemów szukaniem wrogów w narodzie.
Z resztą jak czytałaś książkę to wiesz dobrze co było, a to co było wcześniej też jest wspominane - wielkie Imperium z Cesarzem i książętami w prowincjach, po upadku którego wojnę o władzę w nim toczyły frakcje polityków, wojskowych i bankierów łupiąc to co zostało z danej świetności.
Jestem zszokowany twoją wypowiedzią. Czytałem parę książek Strugackich i bardzo ich cenię i trudno mi pojąć jak fan taki jak ty może być zachwycony tym gniotem. Książka jest zawieszona w grotesce i absurdzie z niezłą dozą humoru (zwłaszcza na początku), a w filmie zupełnie tego nie ma. Druga część jest do bólu patetyczna, a muzyka tak podniosła, że rodząca śmiech, a nie napięcie. Końcówka i spłycenie postaci Wędrowca powinno oburzać każdego, kto czytał powieść. Po za tym bohaterowie, jak tylko występują jakieś emocje to nie rozmawiają, ale krzyczą. Strasznie to irytuje, bo krzyk w filmie jest ostatecznym środkiem, nie może występować, w co drugiej scenie.
No i oczywiście Maksym. Trochę jak Paweł Deląg w Quo Vadis - dobrze wygląda, dobrze pasuje do roli, ale grać nie potrafi. Co zresztą jest logiczne bo obaj nie są aktorami. O ile w pierwsze części to nie przeszkadza, bo Mak głównie się dziwi i uśmiecha, to w drugiej nie widzimy jego przemiany, która była dosyć ważna w tej książce. O tandetnym slow motion nie chce mi się nawet pisać. Rozumiem, że film Ci się podobał i wciągnął, może trafił w twoje gusta, ale żeby od razu 10 dawać...
Cóż, widocznie mam podobny gust jak sami Strugaccy, a dokładniej Borys, który był niezwykle zadowolony z tej ekranizacji i sam nawet brał w niej udział. Uznał ją za "sukces reżysera" we wszystkich aspektach. Szczególnie właśnie w aspekcie bliskiego odzwierciedlenia treści książki w zrealizowanym filmie. Najbardziej spodobały mu się kreacje aktorskie takich postaci jak Mądrala (prokurator), Wędrowca i Zefa - znacznie mniej Dzika, Ordi i Franka (z czym się nie zgadzam - dzik np. był rewelacyjny ).
Nota bene nie mam pojęcia co masz na myśli pisząc "spłycenie postaci Wędrowca"? Jak dla mnie to była 100% udana i rozwinięta kreacja tej postaci. Nawet w książce ta postać jest opisana przez pryzmat tego co zrobiła na tej planecie - a co trwało 20 lat - a jakaś jej wyraźniejsza osobista charakterystyka przejawia się zasadniczo tylko w pretensjach do Maka i jego krytyce. Wracając do opinii Borysa Strugackiego o filmie to właśnie postać Maka uznał on za niezwykle udaną! Powiedział że to dokładnie Maksym Kamerer jakiego stworzyli i przedstawiali z bratem w swojej książce. Jedyne jego obiekcje dotyczą finalnej sceny walki - tutaj się zgadzam z Borysem - ale jedna przejaskrawiona scena nie obniża mojej oceny bo faktycznie zupełnie niczego nie zmienia.
Co Borys powiedział to powiedział. Ile było w tym prawdy, a ile kurtuazji tego nie wiemy. To superprodukcja i Rosja. Był zadowolony, bo i budżet duży, no i fakt, fabularnie nie odeszli od pierwowzoru tak jak przy dziełach Dicka, czy Lema na Zachodzie. Zresztą jeśli brał udział w produkcji to raczej źle nie mógł się wypowiadać. Podejrzewam też, że Borys mógł widzieć jakąś inną, pełniejszą wersję. Ja oglądałem to co jest na CDA i widać było wyraźnie, że coś tam powycinali montażyści.
Sam Mak jest dobrze dobrany i tu się zgadzam z Borysem, tyle że facet no nie jest aktorem i to widać. Po prostu gra fatalnie. Tego Strugacki nie powiedział, no bo trochę nie wypadało. Co do Wędrowca, to w książce jego misja trwała zaledwie pięć lat, nie dwadzieścia, co trochę zmienia postać rzeczy. Również Rada nie była przetrzymywana w jakieś zamrażarce tylko siedziała sobie spokojnie w jakimś ośrodku,
Przeczytałem sobie końcówkę książki no i dla mnie finał jest trochę różny. Nie pamiętam, co się stało w książce z Tatą, ale w filmie budowana jest ta postać, po czym kompletnie zostawiona. Generalnie bardzo dużo jest takich niekonsekwencji. Nie mówiąc już o żenujących błędach technicznych - Rada ucieka z więzienia po drabinie, strażnik jest trzy metry od niej. Na następnej scenie Rada, schodzi po drugiej stronie, ale nikt za nią nie schodzi. To historie jak z filmów Eda Wooda, a nie z superprodukcji za 36 mln.