Cześć ;].
Jestem świeżo po seansie i muszę stwierdzić, że film był zadziwiająco dobry, jednak odniosłem wrażenie, że twórcy obudzili się gdzieś w połowie i stwierdzili "Ej! Dodajmy trochę akcji" i od tego momentu BUM! Szaleńcza jazda przez jakąś wioskę na saharze, walka na dźwigi (dalej nie będę wymieniał by uniknąć spoilerów). Od tego momentu film nabrał tak szybkiego tempa akcji, że zniwelował on wcześniejsze obiekcje co do filmu. Czy tylko ja tak uważam? Jakie jest Wasze zdanie?
Prawdę mówiąc, jest tak samo dobrze z tą akcją, jak z trylogią "Indiana Jones". Jest jej odpowiednia ilość, jak na film przygodowy z elementami familijnymi. Poza tym, akcja jest tutaj zdecydowanie czytelniej skomponowana niż np. w trylogii "Transformers". Dla mnie całość filmu, zarówno sceny akcji jak i dialogów, była bardzo przyjemna.
Tak tylko, że tutaj akcja jest w miarę spokojna przez połowę filmu, a potem BUM. W Indianie Jonesie było to bardziej "przeplatane". 10 minut akcji, 5 dialogów, 10 czegoś innego itp. ;).
Oryginalne komiksy oraz to, że za scenariusz są odpowiedzialni zupełnie inni ludzie, niż w "Indiana Jones" zmieniły nieco koncepcję całości. Mimo to, nowiutkie dzieło tego wymarłego dzisiaj gatunku ogląda się tak samo dobrze.