Jeżeli o mnie chodzi, to lubię czasem samotnie usiąść w jakimś starym miejscu i zadumać. Kto siedział tutaj przede mną? Czy jeszcze żyją, czy byli szczęśliwi? Jakie wydarzenia miały tutaj miejsce?
Ten film Kieślowskiego cenię właśnie za to uczucie- 'uczestniczenia'. Za młodego Lindę, za świeżość. Za podkreślenie ciągłości, pozytywnej strony człowieczeństwa. Może jestem w tym odczucie sama. A może jednak nie?