który niestety nie ustrzegł się schematów. Na te schematy można jednak przymknąć oko, bo zalet jest zdecydowanie więcej - od (mimo zaawartych w nim schematów) przemyślanego scenariusza i klimatu poprzez odpowiednio rozłożoną akcję, znakomitą muzykę Christophera Younga i odpowiednie zdjęcia Laszlo Kovacsa, aż po świetne kreacje aktorskie z Sigounney Weaver i Holly Hunter na czele. Twórcom udało się pokazać odpowiednio dużo w odpowiednich dawkach bez popełniania większych błędów (pierwszym, co kłuje w oczy jest, niestety wyjątek w grze aktorskiej - Dermont Mulroney wypada słabo). Wśród thrillerów zajmuje u mnie czwarte miejsce (wyżej są oryginalny "Autostopowicz", "Cohen i Tate" oraz "Red Rock West", po "Copycat" zaszczytne piąte miejsce zajmuje "Nieuchwytny"). Co mi się jeszcze nie podoba? Polski tytuł - "Copycat" nie oznacza powiem "psychopata", lecz "naśladowca".
Pewnie,że dobry film,ale ostatnia scena była niepotrzebna,gdzie Sigounney Weaver wykopała pistolet z ręki chłopaka,niczemu to nie służyło i chyba żadna kobieta na jej miejscu by tego nie zrobiła
Najważniejsze było to, że przełamała swój lęk i wyszła na zewnątrz. Wykopanie pistoletu z ręki mordercy to szczegół, który można twórcom wybaczyć. Tudzież schematem moim zdaniem było, iż Holly Hunter miała kamizelkę i że to ona zabiła mordercę, a nie główna bohaterka. Wówczas miałbym większą satysfakcję z obejrzenia filmu.