Po świetnym "Musimy sobie pomagać", ten film Hrebejka nieco zawodzi, zwłaszcza scenariusz. Na szczęście jest tu kilka znakomitych scen, jak choćby wizyta kloszarda w domu głodującej rodziny artysty, kapitalnie parodiująca inteligencką cnotę niesienia pomocy bliźniemu. To gorzka komedia o tym, "co się z nami stało" w czasach panowania reżimu, o robaku konformizmu toczącym środowisko praskiej opozycji antykomunistycznej.
Dla mnie już "Musimy sobie pomagać" było nierówne. Zarówno jednak jeśli o tamten film chodzi, jak i o "Pupendo" to moim zdaniem scenariusz jest akurat w porządku, nawala reżyseria Hrebejka. Nie pamiętam już dokładnie "Musimy..." (chyba skuszę się na powtórkę), ale narracja w "Pupendo" jest strasznie epizodyczna, przy czym o ile same epizody są w większości niezłe (choć nierówne), to jakoś nie do końca składaja mi się w spójną, ani też w czarującą całość. Na szczęście aktorzy sporo ratują. Gdyby za ten scenariusz wziął się Sverak, albo Zelenka... Mogłoby być wybitnie :)