Z jednej strony świetne prelekcje zawodowych historyków, zwięzłe i wypełnione faktami.
Z drugiej strony udziwnione fragmenty teatralno-poetyckich rekonstrukcji.
Z jednej strony dobre, animowane mapy manewrów strategicznych.
Z drugiej strony wypełniacze w postaci wstawek etnograficznych, np. praca w kuźni z końca
XVIII wieku.
Nie rozumiem koncepcji.
Dla historyków odwołanie do autorytetów i map, dla Kowalskiego - 'wejście w środek akcji'. Zgadzam się, że mieszanie technik reportażu wojennego z dokumentem jest momentami karkołomne, animacje rycin i postarzane ujęcia wojsk, itp. Jak dla mnie chodziło jednak o to, żeby publiczność przyzwyczajona do akcji mogła poczuć, na czym polegała 'rozróba' w 1794. W sensie takim, że wtedy jednak ktoś to przeżywał, bał się, złościł, cieszył. To, że z perspektywy czasu wszystko to zamienia się w ruchy pionków na szachownicy, to już inna sprawa.