PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=467191}

Rachel wychodzi za mąż

Rachel Getting Married
6,3 10 183
oceny
6,3 10 1 10183
6,3 10
ocen krytyków
Rachel wychodzi za mąż
powrót do forum filmu Rachel wychodzi za mąż

Ostatnia scena trochę mnie zdruzgotała... ale tak właśnie często bywa, life is life...

W filmie poznajemy powoli kolejnych członków rodziny oraz dowiadujemy się o tragicznym wydarzeniu, które zdeterminowało od pewnego momentu całe ich życie i wzajemne relacje.

Po obejrzeniu nasuwa się wiele pytań i refleksji dotyczących zarówno postaw poszczególnych członków rodziny, jak i generalnie człowieka jako takiego. Kto tu jest tak naprawdę winowajcą i ofiarą? Czy w ogóle można coś z tym jeszcze zrobić?

Każdy z nas jest inny, inaczej odbiera, przeżywa i radzi sobie z tym, co dzieje się wokół niego. I pod tym właśnie względem każdy jest tak naprawdę zupełnie sam ze swoją głową, pomimo obojętnie jak wielu ludzi wokół siebie. O tym również jest ten film.

Naprawdę warto obejrzeć, film jest świetnie zagrany, ciekawie nakręcony (kamera prowadzona cały czas z ręki), głęboki i wciągający (nie brzmi zbyt bezpiecznie, heh), to po prostu solidny kawał kina. Mocne 8/10

ocenił(a) film na 8
_B_a_r_t_

W zasadzie można było sobie zadać pytanie - dlaczego w ogóle jeszcze oglądam ten film? To przecież wycinek z życia, kawałek historii, która zawsze będzie się toczyć gdzieś obok.

Jednak warto było to obejrzeć. Aktorzy grają bardzo naturalnie, a kamera i montaż przypominają "domowe" nagranie wideo. W obserwowaniu następujących zdarzeń, napięć między członkami rodziny jest coś nietypowo kuszącego i wciągającego - w tym tkwi siła filmu. Coś jak przeżywanie filmu dokumentalnego. 8/10 - polecam poświęcenie tych 112 minut.

PS: Sceptycznie podchodziłem do kreacji Anne Hathaway - nie lubię jej jako "celebryta", ponieważ potrafi być całkiem irytująca. Poza tym przeszła długą drogę szufladkujących ról. Mimo to Hathaway uświadomiła mi, że potrafi. Świetnie wczuła się w postać Kym(jak zresztą reszta obsady we własne postaci). Kupiłem to.

ocenił(a) film na 7
_B_a_r_t_

Pytanie do _B_a_r_t_:

Czym Cię zdruzgotała ostatnia scena?

ocenił(a) film na 7
Miodzio

Ja bardzo chciałem obejrzeć ten film od kiedy zobaczyłem zwiastun, czyli zapowiedź ciekawej roli Ann Hathaway (było to jeszcze przed ogłoszeniem nominacji, później aż się zdziwiłem że tak trafnie odczytałem tą rolę zwiastunem).

Rola oczywiście jest świetna, zresztą inni aktorzy też dobrze wypadli. W filmie od razu czuje się napięcie i emocje. Z zaciekawieniem obserwuje się kolejne zdarzenia i nagłe wybuchy ukrytych emocji bohaterów. Pod tym względem jest naprawdę dobrze. Poza tym wszystkie dialogi świetnie oddają stan bohaterów i ich wzajemne skomplikowane stosunki, w tym głównie sióstr.

Minusem jest, moim zdaniem, przeciąganie niektórych scen. Wygłaszających mowy na kolacji jest chyba za dużo: niezbędne były wypowiedzi ojca, przyjaciela Sydneya, Emmy. Natomiast matki Sydneya, siostry (mogła być tylko jedna z nich), przyjaciela od "ziół" i tego drugiego przyjaciela-żartownisia bezwzględnie potrzebne nie były. Nie wiem czy to miało nadawać filmowi charakter relacji z wydarzenia, ale jeśli tak to niepotrzebnie bo film relacją nie był.
Dalej: rozumiem, że ślub był ważnym punktem tego filmu i musiał być odpowiednio pokazany, więc mowy Rachel i Sydneya jeszcze były ok, ale ten śwpiew Sydneya?! Przesada, zbędna celebreacja. Natomiast pod koniec filmu jest długa przebitka tańców i choć pojawiają się w niej ważne ujęcia to całość trwa za długo.

Co do ostatniej sceny, to właściwie mnie nie rozłożyła specjalnie, dlatego, że zanim to zakończenie nastąpiło spodziewałem się że tak będzie wyglądać. Mówiąc wprost sytuacja głównej bohaterki nie rokowała nadziei. I właśnie bezradnością wobec życia się film skończył. Po prostu życie potrafi być do d...

(ostatnie zdanie - w żadnym wypadku nie pisałem o sobie)

Spodziewałem się troszkę więcej. Film opiera się na dobrej roli Ann Hathaway i dobrze zobrazowanych emojcach i skomplikownych relacjach.
Ocena: 7

ocenił(a) film na 7
Wampir_

Ale dlaczego ostatnią scenę uważacie za dołującą? I skąd niby wiesz Wampir_, że sytuacja głównej bohaterki się później nie poprawiła?

ocenił(a) film na 8
Miodzio

A uważasz, że końcówka była pozytywna?
Koleżanka zlała Kym machnięciem ręki, ojciec nie pofatygował się nawet żeby się pożegnać, siostra (może mi się tylko wydaje) raczej ucieszyła się, że "czarna owca" już wyjechała (choć mimo wszystko zbliżyły się chyba przez te ostatnie dni, jej "I love you too" nie było jakieś przekonujące).
Wcześniejsza scena z matką (jak zresztą całe jej zachowanie) również ewidentnie pokazała jej zimny i obojętny stosunek do córki.
Właściwie najwięcej zrozumienia i wsparcia Kym dostaje od obcych osób, a nie od rodziny... Dla mnie ta ostatnia scena to po prostu uderzenie młotkiem w głowę...

A wszystko przez jeden nieszczęśliwy wypadek, po którym już nic nie mogło być takie, jak przedtem, i którego wpływ zostanie w każdym na zawsze.

ocenił(a) film na 10
_B_a_r_t_

Zgadzam się, że ostatnia scena była dołująca ale zarazem genialna jak i cały film, tylko że dla mnie dołująca była z innego powodu, nie z tych ww.
pamiętajcie, że dla nas film się kończy ale oni żyją dalej, więc to że się nie żegnali, to nic wielkiego.
Jej relacje z rodziną już nigdy nie będą takie same, więc chyba nie może oczekiwać wylewności z ich strony.

Dla mnie dołująca była ta scena gdzie kim zagląda przez okno a tam zwijają już ten namiot, taka prawdziwa proza życia, z wielkiego wydarzenia którym żyło się przez dłuższy czas, nagle to się kończy i niestety trzeba znów powrócić do szarej rzeczywistości dnia codziennego, a Ci muzycy to chyba z Titanic'a grali bez przerwy ;)



ocenił(a) film na 8
Kamil_21

No tak grali bez przerwy, hmm ja trochę inaczej to odbieram jakby to samo zawsze znowu się pokłócą znowu się pogodzą bo ciągle kochają takie życie.Inni jak mówicie obyć ja może bardziej lubią ale ona jednak uważa że rodzina jest najważniejsza trudno tak nie uważać skoro ma się do niej pewien dług, trudny i mocny film koniec to koniec tylko pewnej części wiadomo że nie nakręca 2 części ale to dzieje się ciągle , i w kółko.

Lap

a ja nie odebrałam tego w ten sposób. Czy aby na pewno rodzina ją olewała? Nie wiemy ile Kym ma lat, wynika z tego, że przećpała pół życia. Rodzina pomagała jej gdzie mogła, ale każdy ma również swoje życie. I tak się dziwię, że ojciec był tak wyrozumiały dla niej. Najbardziej cierpiącą osobą była tutaj Rachel, która nigdy nie dostawała tyle miłości ojca ile Kym. Mnie ostatnia scena również nie zaskoczyła, wystarczy porównać Kym z Kieranem, który najwyraźniej już się pozbierał. Kym to tykająca bomba, która lada chwila wybuchnie, więc takie rozwiązanie było najlepsze zarówno dla niej, jak i dla jej rodziny.

ocenił(a) film na 10
Binula

Dla mnie ten film miał szczególne znaczenie bo ja zajmuje w mojej rodzinie miejsce Kim. Jestem czarną owcą zawsze sprawiam jakieś problemy wychowawcze. I chociaż uważam że Kim nie miała w pewnych momentach racji potrafię postawić się w jej sytuacji która niema wyjścia bo co by zrobiła zawsze będzie nieszczęśliwa bo czasu nie cofnie. I wiem jak trudno jest przeczekać ten najgorszy czas kiedy wszyscy w rodzinnym domu woleli by abyś nie istniała. I wiesz że mają racje bo gdyby nie ty mogli by być zupełnie szczęśliwi. Film świetny uważam że bardzo prawdziwy. W jakiejś bzdurnej wersji na końcu matka uwiesiła by jej się na szyi i wylewając strumienie łez wybaczyły by sobie wszystko. A w prawdziwym życiu trudniej jest wybaczyć niż w cukierkowym filmie. Bardzo podobał mi się montaż i to że był cały czas kręcony z ręki. Ponadto zgadzam się z kimś powyżej że niektóre sceny mogły by być krótsze np ta przy wznoszeniu toastów.

ocenił(a) film na 7
_B_a_r_t_

/"A uważasz, że końcówka była pozytywna?"/

Ja tak uważam. Dlaczego? O tym poniżej.

/"Koleżanka zlała Kym machnięciem ręki, ojciec nie pofatygował się nawet żeby się pożegnać, siostra (może mi się tylko wydaje) raczej ucieszyła się, że "czarna owca" już wyjechała (choć mimo wszystko zbliżyły się chyba przez te ostatnie dni, jej "I love you too" nie było jakieś przekonujące)."/

Ta koleżanka to była przyjaciółka jej siostry, która za Kym nie przepadała (z wzajemnością zresztą). Poza tym była ostro skacowana. Ciężko więc, żeby obie panie rzuciły się sobie w ramiona. Ojciec moim zdaniem nie wiedział, że jego córka wyjeżdża, gdyż Kym celowo opuściła dom wcześnie rano, chcąc prawdopodobnie uniknąć pożegnań. Zresztą w całym filmie jest ewidentnie pokazane, jak bardzo zależy mu na córce, choć nie ma pojęcia jak może jej pomóc (okropne uczucie, nie życzę nikomu). A siostra? To jest właśnie ten największy pozytyw, mimo wielu przykrych słów, które obie dziewczyny sobie powiedziały, potrafiły się pogodzić. Końcową radość Rachel interpretowałbym właśnie jako zadowolenie z tego pojednania, w końcu wszystko skończyło się dobrze - wzięła ślub, pogodziła się z siostrą.

/"Wcześniejsza scena z matką (jak zresztą całe jej zachowanie) również ewidentnie pokazała jej zimny i obojętny stosunek do córki."/

To raczej nie zimny i obojętny stosunek do córki, a bardzo silne poczucie winy, do którego nie potrafiła się przyznać...

/"A wszystko przez jeden nieszczęśliwy wypadek, po którym już nic nie mogło być takie, jak przedtem, i którego wpływ zostanie w każdym na zawsze."/

Tak jak powiedziała Kym, z tym nie można sie pogodzić, ale trzeba nauczyć się z tym żyć...

ocenił(a) film na 7
Mikez

Oczywiście z tym, że to była "ta" koleżanka masz rację.
Różne mogą być interpretacje zwrotu "pozytywny koniec"...

Moim zdaniem upraszczasz sprawę: "w końcu wszystko skończyło się dobrze - wzięła ślub, pogodziła się z siostrą".

Słusznie zauważono, że życie dla nich toczy się dalej. Film pozostaje w zawieszeniu. Czy zatem uważasz, że takie a nie inne zakończenie jakoś specjalnie rokuje poprawę? Czy końcowy uścisk sióstr wystarczył?
Zwróć uwagę, że jeszcze bardziej serdeczne i żywiołowe było powitanie. A jednak okazało się, że skrywane są wzajemne pretensje, nieumiejętność współżycia itd. Trudno powiedzieć czy mimo szczerego okazania miłości Rachel ucieszyła się z wyjazdu siostry, ja bym jednak interpretował ten jej wyskok jako, co najmniej, bezwładny wyraz ulgi. Nawet ma prawo do poczucia ulgi, ale to tylko potwierdza, że problemy pozostają.
Jeżeli nawet założymy, że ojciec nie wiedział o jej wyjeździe (sam tak to odczytałem) to jednak sytuacja pozostaje "nienormalna". Córka wyjeżdża z domu (na dłużej i do takiego miejsca) ale nie chce/ nie jest w stanie pożegnać się z ojcem.
Oczywiście możemy zakładać, że wszystko może iść ku lepszemu (tak jak Kim wyszła z nałogu, ponoć pogodziła się z tym co zrobiła (sama, bez pomocy rodziny), potrafiła spotkać się z rodziną). Tyle, że akurat żadne wydarzenia z filmu nie przyczyniły się do specjalnej poprawy. Wprawdzie było kilka szczerych rozmów, co (chyba) pomaga, ale z drugiej wyszły dziwne kłamstwa Kim, które Rachel bardzo zdenerwowały, awantura z matką, Kim na własne oczy zobaczyła jak Rachel chce ją "odsunąć" na ślubie itp - generalnie "remis bez wskazania".
Następne spotkanie może przebiegać równie burzliwie. I co najważniejsze: Kim nadal żyje z brzemieniem, nadal relacje z rodziną ma trudne - z matką, z ojcem, znów jedzie do zakładu odwykowego... Przełom nie nastąpił, bo nastąpić nie mógł, a życie toczy się dalej. Podobno czas leczy rany...

Różne mogą być interpretacje zwrotu "pozytywny koniec"...

ocenił(a) film na 7
Wampir_

Zgadzam się z tym co piszesz, bo ja sam używając stwierdzenia "pozytywny koniec" nie miałem na myśli happy endu. Ale jest w tej końcówce taka nuta optymizmu, że nawet jeśli o pewnych rzeczach nie da się zapomnieć, a nawet się z nimi pogodzić, to jednak można nauczyć się z nimi żyć. To odsuwanie Kym przez Rachel o którym piszesz to moim zdaniem wcale nie niechęć, ale strach. Strach przed konfrontacją, strach przed kolejnym powrotem do jakże bolesnej przeszłości.

/"I co najważniejsze: Kim nadal żyje z brzemieniem, nadal relacje z rodziną ma trudne - z matką, z ojcem, znów jedzie do zakładu odwykowego... Przełom nie nastąpił, bo nastąpić nie mógł, a życie toczy się dalej. Podobno czas leczy rany... "/

Ja myślę, że pewien przełom jednak nastąpił, bo zostały powiedziane rzeczy, które każda z sióstr tłumiła gdzieś w sobie. Pewnie, ze nie wiadomo, jak dalej potoczą się losy filmowych bohaterów. Ale zakończenie pozostawia nam nadzieję, że jednak jakoś się ułożą. I to właśnie miałem na myśli pisząc, że uważam je za pozytywne, bo nie zgadzam się z interpretacją Barta, który odczytał je właśnie jako kompletnie nie pozostawiające jakiejkolwiek nadziei.

ocenił(a) film na 8
Mikez

Nie zauważyłem, żebym gdziekolwiek napisał, że zakończenie jest "kompletnie nie pozostawiające jakiejkolwiek nadziei". Jest smutne i tyle, z nadzieją to nie ma nic wspólnego.
To jest własnie duży plus tego filmu, że zostawia właściwie zupełnie otwarte pole do interpretacji zakończenia.

ocenił(a) film na 8
_B_a_r_t_

W interpretacji zakończenia bardzo pomogłaby informacja, czy ojciec wiedział o jej wyjeździe czy nie. Z początku myślałam, że Kym chce się wymknąć a on nic o tym nie wie.
Ale - sposób w jaki Kym opuszczała dom nie przypomina wymykania się. Zatrzymuje się na pożegnaniu ze znajomym pana młodego i z siostrą. Z żalem spogląda przez szybę na ojca. Trwa to wszystko dłuższą chwilę. Jesli chciałaby po cichu wyjść, zrobiłaby to szybko, bez zbędnego tracenia czasu. Przecież ojciec mógłby wyjść albo zobaczyć ją przez okno w każdej chwili.
Dlatego zastanawiam się, czy może on nie chciał się z nią żegnać. Byłoby to trudne. Z jednej strony - chciał ją mieć przy sobie, z drugiej - podczas jej pobytu stare rany zostały rozdrapane... a może tak naprawdę nigdy się nie zagoiły.

JaneJones

ona sie chyba nie zegnala z kimkolwiek z wyboru. druzba "sie nawinal" i zobaczyl ze wyjezdza wiec sie pozegnal. siostra ja sama dogonila. a ojciec... moze to jest ten przelom wlasnie: po raz pierwszy Kym nie stala w centrum wydarzen, nie pchala sie przed wszystkich? to ciche pozegnanie z ojcem jest dla mnie jakims sygnalem, jest inne niz jej wczesnejsze zachowanie, ktore skupiac mialo uwage wszystkich wlasnie na niej. ja przynajmniej tak to odebralam.

brak konkretnego zakonczenia urealnia i sprawia ze jest to bardziej zyciowe. tak naprawde zawsze pojawiamy sie w czyims zyciu ktore ma przeszlosc, poznajemy terazniejszosc i potem czesto drogi sie rozchodza. nie znamy zakonczen. nie ma zakonczen bo ludzie zyja i nadal sie "dzieja"...

PS. mnie jakos aktorstwo Hathaway tutaj nie urzeklo. miewala lepsze momenty ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones