Może film realistycznie pokazuje historię, jednak efekty specjalne są rodem z lat '70. Nie, nie chodzi mi o to, żeby były wybuchy atomowe i strzelaniny na lasery. Akurat najfajniejsze efekty specjalne są na tych zdjęciach archiwalnych, które są wplecione. Ale wszystkie wybuchy, czy to z bazooki, czy to z czołgu, czy to z artylerii - wszystko jest identyczne i takie bardziej a'la Noc Sylwestrowa, a nie a'la trotyl. Statyści i kaskaderzy słabiutcy. W kilku scenach miała miejsce sytuacja: WYBUCH...2 sekundy...żołnierze są odrzuceni wybuchem. Lamentujący dziadek, który chciał wymierzyć sprawiedliwość pojmanemu brytyjczykowi i scena odebrania mu broni też była tragiczna - statyści chyba prosto z ulicy. Scena pojmania Andy'ego - żołnierze też nędznie zagrali. Po jego pojmaniu, strzelają w powietrze z karabinów, niby na wiwat. A strzelają sprawiając wrażenie sytuacji "Aha, teraz w scenariuszu było, żeby strzelać. No dobra. Jeden magazynek wystarczy? Aaaaaa, miałem jeszcze wiwatować, podskakiwać i wznosić okrzyki, ojej - zapomniałem..."
Ale film warto było obejrzeć, chociażby po to, żeby zetknąć się z stroną brytyjską, a nie tylko marines, marines, marines i marines :)