Wbrew pozorom to bardzo typowy Hammer. Wystarczyłyby lekkie poprawki i Rasputin równie dobrze mógłby być wampirem. Ugryzienie zastąpiono jednak hipnozą, a czosnek arszenikiem.
Powstał z tego niesamowicie nośny kicz. Już sam wstęp wymiata. Rasputin leczy żonę karczmarza, by później wypić za darmo jego wino, przelecieć córkę oraz okaleczyć jej narzeczonego. Wszystko ukazane tak szybko, że trudno się nie uśmiechnąć. A dalej jest jeszcze lepiej.
Christopher Lee spisał się doskonale. Duży plus dla charakteryzatora, ale nawet bez tego hammerowska gwiazda jest równie straszna i zabawna jednocześnie.
"Szalony zakonnik" jest najlepszy gdy tylko odbiega od historycznych faktów. Jeżeli twórcy starają się odwzorować prawdziwe wydarzenia, wychodzi z tego średnio strawny żart. Choćby scena zatrucia czekoladek, a później Lee krzątający się po pokoju z miną "a może się napiję i zjem". Akurat w tym momencie zwariowana komedia za bardzo przeważyła gatunkowo nad klasycznym kinem grozy. Gdy kicz oraz szczypta horroru się równoważyły było idealnie. Mimo to polecam. Głównie fanom wytwórni, ale na LAFie wszyscy się dobrze bawili, więc reszta może spokojnie zobaczyć.