Uprzednia scena. Mamy blady świt, ludzie pędzą do pracy. Niewyróżniający się Mike idzie poboczem drogi.
Scena finałowa. Nagle mamy prześwietlone tło, Mike staje przed domem Truskawki i widzi ją roznegliżowaną w pozie niczym z filmów, w których grał, jak na zawołanie. W ostatnich kilku sekundach za biodrem Truskawki widzimy jasne, owalne światło, które razi nas w oczy.
Mike został potrącony przez samochód. Szedł prawym pasem, więc nie widział auta, kiedy nadjeżdżało ono z tyłu. Nigdy nie doszedł do domu Truskawki. Cała ta scena to jego przedśmiertne majaki. Potem gaśnie światło :)
Sam reżyser stwierdził, że film ma otwarte zakończenie i każdy sobie może dopowiedzieć co chce. Mój odbiór, albo raczej naiwne życzenie jest takie, że ostatnia scena to pożegnanie. Mike zrozumiał, że nie chce wciągać w bagno młodej dziewczyny - i w tym momencie nawet nie chodzi mi o same pornosy, ale wszystko to co po nich przychodzi i to co spotkałem głównego bohatera.
Interpretacja, że śmierć przyszła spoza kadru jest zbyt prosta i nie do zaakceptowania.
Nie do końca rozumiem, dlaczego po tym ciągu zdarzeń Mike miałby się zmienić na lepsze? Z jakiego powodu miałby przejąć się tym, że wciąga Truskawkę w jakiś rodzaj bagna, skoro w jego mniemaniu życie to bagno, a tylko deptając po innych można poprawić swój los.