Na początek zaskoczenie: brak ekspozycji! Twórcy wychodzą z założenia, że każdy widz zna
zarówno Robina i jego drużynę, jak i głównego antagonistę, Szeryfa z Nottingham, dlatego
też darowują sobie przedstawianie tych postaci, z miejsca skupiając się na akcji. ich decyzja
ma swoje uzasadnienie. Otóż ówcześni widzowie bardzo dobrze kojarzyli Richarda Greene'a z
Robin Hoodem, grał go bowiem w telewizyjnym serialu. Co innego Peter Cushing, który w
Szeryfa wcielił się po raz pierwszy i ostatni. Jego występ jest rzecz jasna świetny, niewątpliwie
najlepszy z całej obsady.

Pomimo Cushinga w obsadzie oraz Terence'a Fishera, zapewne najzdolniejszego reżysera
Hammer Films, za kamerą, SWORD OF SHERWOOD FOREST nie jest zbyt dobrze wspominany,
lepsze oceny zbiera A CHALLENGE FOR ROBIN HOOD, znacznie bardziej ambitne
podejście wytwórni do tematu. Nie podważając tego sądu, chciałbym uspokoić wszystkich,
którzy zdecydują się na oglądanie SWORD - to z pewnością nie jest zły film, zapewnia
półtorej godziny przyzwoitej rozrywki. Fabułę co prawda zapomina się w chwilę po zakończeniu
seansu (dlatego też o niej nie wspominam), zostają nam jednak przed oczyma piękne
angielskie pejzaże (zalety szerokoekranowego wydania DVD!), demoniczny Peter Cushing,
piękna Sarah Branch jako Marian oraz epizodyczna, ale wyrazista rólka Olivera Reeda, który
aktorski warsztat szlifował właśnie w produkcjach Hammera. Nie jest to lektura obowiązkowa
dla miłośników dokonań wytwórni, ale nie powinni też uciekać od niej z krzykiem. Nie gryzie!