Ci co czepiają się piątej części to ci którzy nie do końca szanują ten film a chodzi im tylko o napierdalanki które były mega w częściach 2,3,4.
Rocky to nie tylko film o sporcie i boksie ale to film o życiu, ja wolę sto razy klimat może nudny w 1 i 5 części niż część 3 gdzie Rocky się ucywylizował jak to powiedział Mickey, stał się taką trochę pipką i dopiero Apollo go musial ustawić.
Nie podobało mi sie też to że po wygraniu z Apollem miał tak łatwych rywali, Mickey tłumaczył się że musiał o niego dbać itp, i jak mogli ludzie uważać go za legendę skoro tylko jednego solidnego rywala pokonał w karierze? Trochę to dziwne.
Co do tej części to trochę mnie nurtuje te wspomnienie Mickiego gry Rocky wchodzi do pustej sali. Jest tam wspomnienie przez walką z Apollem nie wiadomo czy przed pierwszą czy rewanżem, i Mickey traktuje tu Rockiego jak syna, daję mu prezent, wszystko fajnie wzruszająco ale kto oglądał część pierwszą wie jak było, a mianowicie Mickey chyba za Rockim nie przepadał dopiero potem, nabijał się z niego, kazał mu kączyć karierę nie pomógł mu jak Rocky był młodszy (z tego co Rocky mówił). A tu nagle traktuje go jak syna przed walką z Apollem, to co w parę miesięcy czy po roku nagle się w nim tak ''zakochał''? Że mówi ''gdyby nie ty to mnie też by tu nie było"...