...nie polega na wtórności. Przyjemność jaką daje śledzenie w komfortowych warunkach po raz n-ty tej samej historii mogłaby sobie przepływać przez widza bez zarzutu, gdyby ktoś, kto był za to odpowiedzialny umiał napisać do niej stosowne dialogi. Tymczasem na kluczowym w tego rodzaju filmach polu, rzecz jest infantylna i kompletnie nieprzekonywująca. W rezultacie w to, że główny bohater jest (nawet kiepskim) pisarzem trudno uwierzyć na słowo, a scena kolacji u Valery`go, w którym śmietanka intelektualna NY rozmawia o Bogu sprawia, że nie wiadomo, gdzie się ukryć z zażenowania. Ale nie mówię, że (przyjemność z oglądania znanej historii no i Berenice, której, jakby była trochę z Antonioniego, łatwo jest bez zastrzeżeń uwierzyć jeszcze zanim otworzy usta) nie obejrzałem do końca.