Co prawda film z porno nie ma nic wspólnego, to bardziej mocny erotyk, ale dla mnie świecenie genitaliami klasyfikuje każdy film jako "xxx" w podkategorii. A w tym filmie, mimo, że nikt nie kameruje penetracji - to coś jest na rzeczy ;).
Problem z pornografią jest w jej nieścisłej i zmiennej definicji. Na pewno nie ma mowy tu o porno w rozumieniu tzw. "mainstreamu porno", czyli wszelakich produkcji nastawionych na bezkompromisowe pokazanie seksu głównie ku wzbudzeniu podniecenia widza, opatrzonych infaltylną historią lub nawet jej brakiem.
Z ram erotyki tego typu filmy wymykają się a do pornografii zwykle trudno je zaliczyć. Prosta zależność genitalia=pornografia nie działa. Pozostaje kontekst seksualny, psychologiczne aspekty niesymulowanego seksu i ogólny odbiór dzieła.
Nie ma jednak określenia na film, który wkracza obrazem śmiało na teren seksualności i intymności, a nie jest typowym dziełem pornograficznym. Taki obraz jest dla nas w pewnym sensie brutalny (przez swą dosłowność, przez "grę" aktorów), mocno oddziałowuje na psychikę (instynkt pierwotny) i zwykle powoduje reakcję obronną. Dlatego uważam, że powinien być odpowiednio klasyfikowany i opatrzony ostrzeżeniem, a na FilmWeb (i nie tylko) jedyną taką kategorią jest XXX.
Swoją drogą pornografia pokazana jako "film w filmie", zwykle w krótkich ujęciach, zupełnie nie bulwersuje. Jest formą.
Breillat w jakimś wywiadzie wypowiedziała się, że ma to związek z postrzeganiem aktorów jako idoli, którym nie przystoi robienie "takich rzeczy". Być może coś w tym jest, a być może nie każdy potrafi pokazać seksualność tak, żeby uniknąć tego problemu.
W mej skromnej ocenie świetnie spisuje się w tym von Trier, który do mocnych scen zatrudnia dublerów porno. Problem rozwiązuje się automatycznie, a obraz jest mocny i dosłowny.
Być może granica jest w innym miejscu, niż nam się wydaje. (może jakiś panel dyskusyjny?)
Fakt jest fakt! :) I Rocco podobno też nie w powietrze, ale tu pewności nie ma. Wszystko to i tak pikuś przy scenie porodu, więc nie ma o czym rozmawiać :)