ten aktor jest w stanie przyćmić wszystkich, jeśli tylko tego zechce! Do dzieła, Val!
Chciałbym żeby Val stworzył kreację na miarę zatrważającej postaci Filipa II z "Aleksandra" lub charyzmatycznego Jima-ruchacza z "The Doors". Ah, jak te wszystkie lata szybko przeminęły... Dziś Val praktycznie nie istnieje.
Obie kreacje przeciętne,Phoenix w roli Kommodusa o niebo lepszy a co do JM to jego największym atutem było niebywałe podobieństwo do zmarłego wokalisty.W tym filmie jest tylko jedna gwiazda a imię jej Michael Fassbender.
Val nareszcie idzie po Oscara? Dawno powinien mieć ze dwa!
http://stopklatka.pl/-/69856720,val-kilmer-nie-do-poznania-jako-mark-twain
Beka,cała obsadę razem wziętą może przyćmić Fassbender a nie jakiś grubasek którego kariera skończyła się równie szybko jak wysportowana i szczupła sylwetka.
Kpisz sobie?
A jak nazwać okres w którym grał w "Ściśle tajne", "Top Gun", "Willow", "The Dorrs", "Na rozkaz serca", "Tombstone", "Batman Forever","Gorączce", "Świętym"...
To aktor kompletny,zdolny do całkowitego przeobrażenia, wiarygodny zarówno w rolach dramatycznych, jak i wymagających poczucia humoru. No i potrafił właściwie wszystko, tańczyć (Ściśle tajne), walczyć mieczem (Willow), śpiewać (The Dorrs), strzelać i to jak! (Gorączka), być superbohaterem (Batman) i supergejem (Kiss Kiss Bang Bang), a także odpychającym despotą (Aleksander) i zimnokrwistym, ale honorowym agentem (Spartan) i w każdej z tych ról był wiarygodny.
Móglbym cie zapytać o to samo.
Filmy które wymieniłeś to średnich lotów produkcje z gniotem w środku (BF), reszty tych bzdur nie mam zamiaru komentować bo najwidoczniej masz sporych rozmiarów klapki na oczach.
"Fass Valowi z najlepszych lat do pięt nie dorasta."
To prawda. Wystarczy obejrzeć "Tombstone" i "The Doors" żeby się o tym przekonać. Kilmer kiedyś był aktorską potęgą. Minimum jeden Oskar się należał ("Tombstone"), a może dwa ("The Doors", "Aleksander"). Godny następca Marlona Brando. Teraz nawet pod względem fizycznym poszedł w ślady swojego mistrza z którym zresztą zagrał w "Wyspie doktora Moreau". Fassbender tylko mruży te swoje niebieskie ślepia w nieskończoność. Co to za aktor? Nie. Charyzma większa u Kilmera.