PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30825}

Rzym

Roma
7,6 5 415
ocen
7,6 10 1 5415
7,6 10
ocen krytyków
Rzym
powrót do forum filmu Rzym

ale mnie bardzo rozczarował. Jak dla mnie pasuje tu słówko "ujdzie" i nie zawyżę swojej noty, bo
wg kogośtam ten film to majstersztyk. Dawno nie miałam poczucia tak silnie zmarnowanego czasu,
oglądając film. Dawno się aż tak nie nudziłam, mimo, że uwielbiam filmy w których dzieje się niewiele. W dodatku właściwie nie wywołał we mnie żadnych emocji, prócz "niech to się wreszcie
skończy"... może to też kwestia tego, że nie wyczuwam ducha tamtej epoki czy coś. A może nie
mój dzień. W każdym razie nie zaiskrzyło.

ocenił(a) film na 3
szklaneskrzydla

problem z Fellinim jest taki, że jako reżyser i twórca jest stanowczo przereklamowany. Krytycy, filmoznawcy i wielkie głowy od filmu wyniosły go na niebotyczny piedestał mając sobie za nic opinię zwykłego widza. chyba żaden inny twórca kina autorskiego nie ma tak rozbieżnej opinii wśród odbiorców.

srick.pl

"Krytycy, filmoznawcy i wielkie głowy od filmu wyniosły go na niebotyczny piedestał mając sobie za nic opinię zwykłego widza." - To może cię zdziwi, ale za życia Felliniego, jego filmy były niezwykle popularne, chodzili na nie wszyscy, to było kino jak najbardziej rozrywkowe i masowe. Pod koniec życia widzowie odwrócili się od niego, a on, który uwielbiał ich bawić nie mógł zrozumieć dlaczego już nie chodzą na jego filmy. To były lata 90-te i koniec 80-tych. Ale ten film jeszcze przyciągnął mnóstwo widzów. Zresztą jego filmy był bardzo drogie w realizacji, mnóstwo aktorów, dekoracje i gdyby to był tylko pupil krytyki to nie znalazłby finansowania. Twoja teoria jest zwyczajnie nieprawdziwa i opiera się na schemacie myślowym: "mi się przeciętniakowi nie podoba, więc wszystkim się nie podoba, tylko tym snobom, krytyką". Masowe gusta się zmieniają, ważny jest zresztą element nowości, aby coś stało się popularne. Teraz patrzymy na ten film z perspektywy czasu, i jest to wciąż wielkie kino, pokazujące ogrom wyobraźni reżysera, która co jest główną cechą Felliniego przekształca każdy element rzeczywistości, przez ulice kończąc na ludzkich twarzach.

Zabawne, że tym którym się jego filmy nie podobają, nie za bardzo potrafią ubrać w słowa swą krytykę. Jest to zawszę takie wymijające, co widać powyżej.

ocenił(a) film na 3
brava

Ok. Widzę, że obrońca Felliniego się trafił. A do tego pewnie tęga głowa, która umie zawsze dobrać właściwe słowa. Ale mnie - jako przeciętniakowi - nie podobał się wcale ów wielki (?) "Rzym". I dodam jeszcze jedno, a propos twojej całkiem sensownej wypowiedzi, ale niejako w kontrze do niej: filmy, które nie wytrzymują próby czasu nie są wcale czymś wyjątkowym.

srick.pl

"filmy, które nie wytrzymują próby czasu nie są wcale czymś wyjątkowym" - nie napisałem, że "Rzym" nie wytrzymuje próby czasu, ale że gusta masowego odbiorcy się zmieniły. Wyobraź sobie, że w latach 70 ludzie tłumnie chodzili na Felliniego, a teraz na ekranizacje komiksów. Z tych dwóch propozycji po latach wciąż oglądany będzie Fellini, bo ekranizacje zostaną zastąpione czymś bardziej efektownym, technicznie nowszym. Fellini jest wieczny, tak jak Rzym.

ocenił(a) film na 3
brava

Racja. To nie ty napisałeś, że Rzym nie wytrzymuje próby czasu, lecz ja. I takie jest moje zdanie. A żeby nie być gołosłownym napiszę, że to nie jest pierwszy jego film jaki widziałem, jak również dodam, że dotychczas żaden z wcześniej obejrzanych nie zachwycił mnie na tyle by uznawać Felliniego za (arcy)mistrza, a jego filmy za arcydzieła.
Na pewno nie są nimi też wspomniane ekranizacje komiksów.
Kino (i jego historia) liczy sobie już ponad 100 lat. I choćby tylko patrzeć nań z perspektywy XX wieku, znajdą się tacy twórcy (reżyserzy) i takie filmy, które bez problemu zapełnią salę kinową, nawet dziś - w dobie popkultury.

srick.pl

"I choćby tylko patrzeć nań z perspektywy XX wieku, znajdą się tacy twórcy (reżyserzy) i takie filmy, które bez problemu zapełnią salę kinową, nawet dziś - w dobie popkultury." - bardzo ryzykowne twierdzenie, o ile wiem, filmy które zostały pokazane grubo po swojej premierze znowu w kinach i przyciągnęły widzów to "Przeminęło z wiatrem" i "Titanic".

ocenił(a) film na 3
brava

Miałem tu na myśli nieco inne zjawisko - nie kino obecnie wyświetlane, w ramach aktualnego box-office, lecz świadomie wyselekcjonowane w ramach różnego rodzaju przeglądu kina: autorskiego, tematycznego, aktorskiego, albo zwyczajnie w ramach DKF. Bo nie zapominajmy, że kino. choć jest rozrywką dla ludu, mało z nim ma wspólnego (przynajmniej to ambitne) i prawdziwe jego oblicze dojrzymy nie w multipleksach, czy na tzw. publicznych kanałach, lecz w małych, niszowych salkach, lub od biedy na TVP Kultura.
A nazwisk można by naprawdę sporo wymieniać. I tych z najwyższej półki, i tych z nieco niższej (ocierających się o komercję, czy pop-kulturalne mariaże).

srick.pl

Takie wyświetlanie nie jest wcale sprawdzianem dla współczesnej popularności starego filmu, bo na taki film chodzą także wyselekcjonowani widzowie. Właśnie wystartowanie w wyścigu do widzów z nowymi tytułami było by prawdziwym sprawdzianem, oczywiście film powinien być w podobny sposób reklamowany, aby byłoby to uczciwe.

ocenił(a) film na 3
brava

Jeśli dobrze pamiętam to w ciągu ostatnich kilku lat zdarzały się wskrzeszenia "filmów". Na pewno były to Bergmanowskie tytuły: "Fanny i Aleksander", "Poziomki", "Sceny z życia małżeńskiego". Poza tym "Dzikość serca" Lyncha. "Amator" Kieślowskiego. I coś by się jeszcze znalazło, ale w tej chwili nie przypomnę sobie.
Co do sposobu ich promocji... No cóż, na pewno nie miały szans równać się z obecnie reklamowanymi. Gdyby nie czasopisma filmowe, oraz ulotki, trudno byłoby nawet dowiedzieć się, że coś takiego ma miejsce.

srick.pl

Znam, znam, ale to i tak jest bardzo niszowe. Jednym z bardziej reklamowanych starych filmów, była odświeżona wersja "Potopu", było sporo plakatów na mieście, spoty w tv, a i tak ludzie nie pofatygowali się na film. Choć to wciąż świetne kino.

ocenił(a) film na 10
szklaneskrzydla

Dla mnie w Fellinim kumuluje się wszystko, co stanowi esencję filmu. Tam wszystko ma swoją funkcję, i jest na najwyższym poziomie: muzyka, scenografia, ujęcia kamery, scenariusz (choć on często odbiega od typowych, bo ustępuje przed innymi elementami filmu), gra aktorów i reżyseria - razem je wymieniłem, bo amatorzy nie graliby tak świetnie, gdyby nie ręka reżysera. Zawsze mam wrażenie po obejrzeniu jego najlepszych filmów, że reanimuje on we mnie wrażliwość, przygasłą tym, co spotykamy na co dzień. Jak powiedział w TVP Kultura Zaorski przed emisją filmu, dziś wszystko się upodobniło do siebie, nie odczuwamy różności stylów reżyserów, a wtedy po kilku już minutach wiedzieliśmy, że to Fellini. A grał on, jak wcześniej napisałem, na wszystkich dostępnych filmowi "klawiszach" - działał muzyką, kadrami filmowymi, scenografią, satyrą, liryzmem, rozmachem epickim, czynnikiem karykatury ( postacie grane przez amatorów), nawiązaniami do kultury, historii, itd. Wymagał od nas większej wrażliwości, więc bardziej go szanowano, jak wymagającego, lecz dobrego nauczyciela.- Nie wiem, może dziś ludzie są bardziej zapracowani, więc wymagają filmów prostych, optymistycznych i takie kino jest już bardziej zadaniem do wykonania, niż relaksem, może jako narody świata zachodniego zostaliśmy, czego najbardziej nienawidził nasz wielki pisarz Bobkowski, zmechanizowani, włączeni w taśmociąg zaharowania i konsumpcji, że już nie mamy sił, by zabawić się w rebusy Felliniego?

Wydmin

Filmy Felliniego miały w większości strukturę widowiska cyrkowego, dawniej widzowie bardziej odnajdywali się w takiej formie, była bardziej popularna. I powtórzę raz jeszcze Fellini to było kino bardzo popularne.

ocenił(a) film na 10
brava

Ale było w nim "wyższe piętro", które dekodowali inteligentniejsi.

ocenił(a) film na 3
Wydmin

Nie no... Czysty pean dla swojego widzimisię: "dekodowali inteligentniejsi". A czy nie jest tak, że czasem po prostu "król jest nagi" i nie boję się tego określenia użyć w stosunku do Felliniego.

ocenił(a) film na 10
srick.pl

Napisałeś 2 zdania, a ja wcześniej cały opis przybliżający fenomen Felliniego. Trudno tu polemizować. Po prostu, odbiór dzieł kultury wymaga pewnego obycia, pewnej formacji. Znajomość malarstwa pozwoli dostrzec nawiązania i wykorzystywanie dorobku kilku wieków malarstwa i rzeźby w jego filmach, znajomość literatury - dostrzeżenie rozmaitości konwencji w jego dziełach, a to pozwala zrozumieć do końca szeroki zakres tego, co przekazuje. I nie znaczy to, że ja chwytam wszystko, mam pewne kłopoty z "Satyrykonem", bo muszę uzupełnić znajomość antyku. Niemniej gdybym miał coś doradzić, to pooglądanie sobie dobrych spektakli Teatru Telewizji, to uruchomi może wrażliwość. Poczytanie klasyki - np. Szekspira - gdzie pewna "popowość" (także widoczna u Felliniego) czasem dochodzi do głosu, ale jest spojona z wysoką literaturą.

ocenił(a) film na 3
Wydmin

Nie doceniasz mnie. Ale nie szkodzi. Bardziej mnie irytuje to, że nie potrafisz zaakceptować, że nie wszyscy muszą zachwycać się tym samym.

srick.pl

"nie wszyscy muszą zachwycać się tym samym" - ty musisz za to przyjąć, że są dzieła sztuki, które są wielkie, choć nie muszą się wszystkim podobać. Słowacki, Mickiewicz, Norwid są wielcy, ale wątpię, żebyś zaczytywał się nimi z wypiekami na policzkach.

ocenił(a) film na 3
brava

Nie zachwycam się nimi. Nie tylko dlatego, że ich namiętnie nie czytują. Ale choćby dlatego, że parafrazując Gombrowicza: "Słowacki wielkim poetą był" jest dla mnie pustym sloganem, którym ja osobiście wyrażam dezaprobatę dla wspomnianej postaci.
Ale o tym nie będę pisał, bo na tej literaturze (jej części - konkretnie poezji) nie znam się. Znam się natomiast na filmach.

srick.pl

"Znam się natomiast na filmach." - mam co do tego duże wątpliwości, sam widziałem uznane film, które mi się nie podały ale rozumiałem dlaczego są uznawane za wielkie. Czy ty wiesz dlaczego Fellini jest wielki? Słynna fraza Gombrowicza nie była wcale krytyką Słowackiego, ale bezmyślnego powtarzania peanów na jego cześć.

ocenił(a) film na 3
brava

Wiem dlaczego jest uznawany za wielkiego reżysera, Wyobraź sobie, że dużo o nim czytałem i wiele o nim się nasłuchałem. Peanów jakby to ująć. I kiedyś podchodziłem doń jak i Ty. Prawie że z nabożnym podziwem - bo tak wszyscy mi wmawiali, że jest geniuszem. Jednak w miarę poznawania jego filmów, moja wiara w ów geniusz krok po kroku się wyczerpywała. Dziś oglądam już tylko te tytuły, których wcześniej nie zdążyłem zobaczyć.
Specjalnie użyłem cytatu Gombrowicza nie jako pochwała Słowackiego, ani nie jako bezmyślne powtarzanie cudzego zdania o nim, tylko właśnie jako mój sarkastyczny osąd. Bo inni tak mówią, każą nam mówić: "że wielki".
Na koniec pytanie: co z tego, że jakieś dzieło (obojętne, czy to film, obraz, czy książka) jest uznawane za "wielkie", skoro sam czuję inaczej? Czy tylko dlatego, że ktoś mi powiedział, że według czyichś autorytetów ma to być cenione, to i ja sam muszę to dalej cenić?

ocenił(a) film na 3
srick.pl

Nie chodzi mi o manifestację postawy będącej w kontrze do autorytetów, tylko o bezmyślność powtarzanych haseł. Bo przecież sami czujemy po swojemu co jest dobre, a co nie...

srick.pl

Odniosłem wrażenie, że pierwszy raz oglądasz ten film, ja całego Felliniego zaliczyłem z 20 czy 15 lat temu, przed czasami powszechnego dostępu do sieci. Nikt wtedy mi nie mówił, że to wielkie kino, oglądałem to w kontrze do wszystkiego co wtedy pokazywano i był to coś wielkiego, teraz gdy wracam do tych filmów wciąż to czuje. Dla mnie to jest całkiem odrębny fragment kinematografii.

Ale tu nie chodzi o czucie, że coś jest wielkie, bardziej o zdolności poznawcze, to jak coś jest zrobione, po co jest zrobione. Taki Sorrentino bezczelnie kradnie te elementy do swojego kina, ale jest u niego coś bardziej współczesnego, co sprawia, że jego filmy są bardziej przystępne tu i teraz.

Cały czas nie piszesz co sądzisz o tym filmie, bardziej o tym, że ktoś ci coś powiedział, choć nawet tego nie przytaczasz. Mi właśnie chodzi, czy ty sam, bez żadnej pomocy potrafisz odnaleźć te wielkość? Czy film przechodzi koło ciebie, a ty stoisz z założonymi rękoma?

Inna sprawa, że są też twórcy, których trzeba się nauczyć oglądać, nie są wcale tacy przystępni. Ale to tak na marginesie.

ocenił(a) film na 3
brava

Rzym Felliniego obejrzałem po raz pierwszy. Oglądałem go w domu na kanapie, przed telewizorem. Oczywiście takie oglądanie bywa uboższe od kinowego, ale takie realia.
Piszesz o perspektywie czasu i poznawania/dojrzewania do odbioru. Fakt. Nie można pominąć tej kwestii, że do pewnych twórców filmowych i ich dzieł trzeba "dorosnąć". Zdobyć doświadczenie i obeznanie kulturowe. Nie przeczę, że taki w większości przypadków jest Fellini. Ale są też osoby, które intuicyjnie są "odczytywane", a są wielkie (Bergman, Antonioni, Kurosawa). Bez zbędnej transkrypcji z ich języka na nasze. Więc jest to jeden z zarzutów jaki mogę postawić Felliniemu.
Nie podoba mi się jego cyrkowy, naiwny sposób przekazu. Groteskowość postaci pobocznych, a często również głównych bohaterów. Przerost formy nad treścią. Obsesyjne wtrącanie obrazów z dzieciństwa podszytych otoczką erotyzmu, nie wnoszące w sumie nic więcej oprócz taniego seksizmu. Poruszanie tematów społecznych, a równoczesne uciekanie od sedna sprawy.
"Rzym" jest specyficznym filmem. Zbiorem kilku wzajemnie kłócących się ze sobą, pod względem montażu, nowel (to moja opinia, z którą nikt nie musi się zgadzać!). Mamy obok siebie spokojną opowieść i terkoczący rejwach ulicy. Bohaterem jest miasto, a więc brak realnego punktu odniesienia (osoby), z którą widz może się utożsamiać. Historia miesza się z teraźniejszością, ale nie do końca wiadomo czemu ten zabieg tak naprawdę służy. Czy ma to podkreślić "wieczność" miasta i odnawialne podobieństwo sytuacji i ludzi zamieszkujących, czy jeszcze jakąś głębszą myśl. Nie wiem też czy to co oglądam jest wymyśloną fabułą, czy może paradokumentem (mieszanka stylów). Wreszcie Rzym często określa się jako komediodramat. Ale mnie on prawie wcale nie bawił, mimo dostrzegalnej ironii.

srick.pl

Teraz napisałeś bardzo mięsisty wpis, jest co komentować!

Na początek wspomnę, bo przypominasz Bergmana, to jego kino, jest bardzo blisko kina Felliniego. Przy wszelkich różnicach. Obydwu fascynował cyrk, sztuka jarmarczna, u obydwu pojawiają się watki trup teatralnych, tanich rewii i przedstawień, marnych artystów, sztuczek magicznych. Inna rzecz, która fascynowała obydwu, to działanie pamięci, jej przekładanie na filmową formę, ale także stanów psychicznych np. "Jak w zwierciadle" i "Giulietta i duchy". Obydwaj lubili sięgać do prostych form, do przypowieści, często mających charakter religijny, np. "La Strada" i "Źródło". Są to film bliskie sobie. Oczywiście z czasem obydwaj kręcili filmy, coraz bardziej zanurzone w świecie prywatnych obsesji.

Akurat strukturę "Rzymu" łatwo rozłożyć, na początku mamy Rzym jako coś wyobrażonego z perspektywy prowincji, słyszymy o nim na lekcji historii lub pojawia się na ekranie kina. Tu cały czas jest obecny mały bohater, alter ego reżysera. Później mamy dworzec w Rimini i dworzec w Rzymie, pierwsze spotkanie młodego bohater z miastem, później z rzymskimi mieszkaniem, i rzymskimi mieszczanami. Choć wydaje się, że bohater znika jest on dalej, w czasie przedstawianiu, na pokazie mody kościelnej. On jest, ale jest przytłoczony ogromem miasta, ogromem atrakcji. Pomiędzy fragmentami o przeszłości pojawiają się scenki z ekipą kręcącą film, jest tam sam Fellini, ale co ważne, to co z pozoru na początku wdaje się dokumentalnym zapisem, po chwili ulega kreującej silę reżysera. Np. w scenie na autostradzie. Końcówka to klasyczny już korowód, tym razem motocyklistów, którzy zaczynają tak szybko jeździć po Rzymie, że jego zabytki zaczynają się rozmywać. Fellini czuł niechęć do nowoczesności, i tu daje to zrozumienia. Zresztą jest to zrealizowane całkiem inaczej niż reszta filmu, zadaje się naśladuje formę, która nie odpowiada Felliniemu. Jakby mówił: "Tak nie zobaczycie prawdziwego Rzymu".

Całość, konstrukcja, montaż filmu, jest podporządkowane pamięci reżysera, jego emocją. To jest bardzo osobiste spojrzenie. My patrzymy jego oczami, jego emocjami, jego pamięcią. Musimy się mu podporządkować. Inaczej będziemy gdzieś obok.

I Fellini był seksistą, już nic na to nie poradzimy. Słynął z rysowania karykatur przyjaciół, zresztą też samego siebie z wielkimi narządami płciowymi. Mam wrażenie, że i tak się hamował. Zresztą to dość charakterystyczne dla włoskiej sztuki, łączenie erotyzmu z dzieciństwem, z pierwszymi doświadczeniami. Dużo tego jest.

użytkownik usunięty
Wydmin

Miło czytać Twoje słowa. Dla mnie akurat Fellini nie stosował rebusów - i m. in. również dlatego go uwielbiam. Tworzył, by tak rzec, kino organiczne. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
szklaneskrzydla

Osobiście uważam, że film nie był najgorszy. Niemniej jednak, trochę się na nim nudziłem. Najciekawszy jest początek, gdy przewodnik przeprowadza dzieciaki przez rzekę i mówi, że to rzeka Rubikon, przez którą przechodził Juliusz Cezar. Dodaje przy tym "Alea iacta est!" ("Kości zostały rzucone ! ). Innymi ciekawymi scenami są te w podrzędnym burdelu (ciekawie pokazana nagość niezbyt urodziwych kobiet, które jednak potrafią podniecić - celowy zabieg artystyczny Felliniego). Nic mnie nie zgorszyło, w przeciwieństwie do wielu nowych filmów, w których pokazany jest wręcz dosłownie seks.

Mimo wszystko mogło być lepiej, momentami usypiałem z nudów...

ocenił(a) film na 7
underground73

Niestety, ja tez usypialam, choc wstyd sie przyznac...Mimo, ze naprawde ogladam duzo filmow i to filmow ambitnych, to nie moge jakos fenomenu Felliniego docenic, coz nie kazdy musi...
Ale przy tej okazji dziekuje uzytkownikowi brava, za obszerne i logiczne objasnienie, tego jednak trudnego kina

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones