Uwielbiam Audrey w Śniadaniu u Tiffani'ego (tu też zagrała świetnie), ale peany recenzenta na cześć tego filmu brzmią zwyczajnie przesadnie. W filmie po pierwsze broni się sam Rzym. Cudowny, stary, jeszcze nie tak skomercjalizowany jak dziś. Wyobrażam sobie wysiłek twórców, aby w zalanym turystami Wiecznym Mieście, w najbardziej spektakularnych miejscach, odnaleźć możliwości kręcenia scen. Ale scenariusz niestety kuleje. Gdzie w istocie miała narodzić się miłość bohaterów?. W okresie odurzenia bohaterki? Podczas szaleńczej jazdy skuterem? ( Absolutnie najgorsza scena filmu. I absolutnie absurdalna i fatalnie sfilmowana, bo nawet najbardziej unikający okulistów staruszek, widział na dwukołowym pojeździe nie bohaterów filmu, ale zupełnie niepodobnych dublerów. Ale mniejsza o to). Więc może podczas tańców pod Pałacem Anioła ? Przecież też nie ! Tam jeszcze piękny Gregory knuł z fotografem. Więc kiedy? Wszystko wskazuje, że w trakcie zawodów pływackich w Tybrze. Zmoczone ciała i emocja ucieczki prowokują pocałunek. Po trzech minutach pływackich wyczynów, poprzedzonych scenami bez emocjonalnych konszachtów pary żurnalistów, rodzi się uczucie. Bierzcie z tego przykład Wy, szukający miłości. Żuczki wy moje. Bo...Stąd nauka jest dla żuka, Żuk miłości w wodzie szuka. Trzy minuty w Tybru wodach I Miś łapkę uczuć poda. Trywializuję, wiem. Ale coś zgrzytało i musiałem opisać usterkę.