Typowa gangsterska opowieść. Jest młody i oddany "egzekutor". Jest stary szef mafii. I oczywiście jest też kobieta, przez którą film przerodzi się w szekspirowską tragedię. Z całego filmu tylko początkowa i końcowa przypowieść jest interesująca. Reszta rozwlekła jak flaki z olejem i przewidywalna jak kolejny przebój Dody. Sprawna robota wyrobników nie ukryje faktu, że film nie może pochwalić się nawet jedną autentyczną myślą. Jedyny morał jaki wynika z filmu to to, że w mafii za mało jest gejów, którzy mogliby się zająć kobietami szefów bez wpadania w tarapty sercowe.
Można obejrzeć, jeśli potem chce się człowiek zastanawiać "i po co mi to było?".
Rutyna,ale jak zrobiona! Szczerze mówiąc,ja też byłem w pierwszej chwili poważnie zawiedziony,bo oczekiwałem dzieła na miarę 'Dwóch sióstr'(swoją drogą nie znalazłem Twojej opinii o tamtym filmie,a jestem jej ciekaw - serio,masz świetny gust i zauważasz rzeczy,które mnie często umykają). Potem zdałem sobie jednak sprawę,że przecież Ji-woon niczego takiego nie obiecywał,'Słodko-gorzkie...' miało być po prostu stylowym,bardzo dobrze zagranym i wyreżyserowanym kinem sensacyjnym.I niczym więcej. Klamrowe przypowieści są próbą pogłębienia,ale dokonaną w ramach przyjętej konwencji,nie próbą jej przełamania,gdyby Kim chciał naprawdę pogłębić ten film pograłby z jego gatunkowością tak,jak zrobił to w 'Dwóch siostrach'.
Z tego punktu widzenia film sprawdza się wcale nieźle,więcej,ma kilka momentów,kiedy naprawdę zaskoczył mnie subtelnością,pomysłowością i inteligencją pewnych rozwiązań.
Poza tym nie przesadzajmy,gdyby to była całkowita rutyna bohater uciekałby z ukochaną na koniec świata:)