Film kręcony jest przez jednego fotografa podczas jego wielotygodniowych wypraw na największe słone jezioro Australii – Lake Eyre. “Salt” to dzieło Murray Fredericks’a. Doświadczamy prawie metafizycznych doznań fotografa, który pozostaje w całkowitej samotności przez wiele tygodni i realizuje swój projekt fotograficzno-ludzki. Ludzki w wymiarze zmagań z własnymi myślami, własnym życiem, doczesnością. Film totalnie inny od tego poprzedniego. Zatapiający nas w płytkich wodach szybko schnącego jeziora. Pierwsza scena jest rewelacyjna. Wytrwajcie, bo jest naprawdę długa. Potem jest już tylko lepiej.
Zdjęcia? No cóż. Ja uwielbiam taką fotografię. Wyzbytą z niepotrzebnych komentarzy. Pozbawioną wszystkiego niepotrzebnego. Michał Anioł (ten od renesansu) zapytany kiedyś jak to robi, że jego rzeźby są takie piękne odpowiedział: “Biorę kamień i usuwam z niego wszystko co zbędne”. Taka myśl przychodzi mi do głowy widząc zdjęcia Murraya.