Przez cały czas trwania "Sceny zbrodni" oprawcy mieli niesamowite "parcie na szkło" przez co byli w stanie zrobić i powiedzieć wszystko, byleby ich mordy znalazły się na ekranie w imię chwały i pokazaniu jak bardzo oddani byli sprawie. I tutaj w mojej głowie rodzi się pytanie - czy wszystko co widzieliśmy w dokumencie nie było jakimś obrzydliwym żartem? Zaś sam Oppenheimer daje przyzwolenie na chore inscenizacje, przez co tamtejsza społeczność wystawiona jest na bardzo emocjonalne przeżycia, wśród dzieci nawet w skutkach traumatyczne. W imię czego? Żeby jakiś grubas powiedział kilka zdań o tym jak drutem dusił "komunistów" dzięki czemu Oppenheimer zdobyłby pełne świadectwo tamtych wydarzeń?