Film opowiada historię miłości naznaczonej ogromną tragedią. Przedstawia niesamowitą
wizję wiary oraz rozpaczliwego wołania o pomoc, gdy wszystko wokół traci sens.
Gdzieś przeczytałem, że to film pełen prostoty i szczerości, który szarpie nerwy widza.
I rzeczywiście tak jest. Śledząc losy głównej bohaterki czułem się jak na huśtawce pełnej
przeciwstawnych nastrojów. Gra aktorki grającej główną rolę wbija w fotel. Sceny z jej
udziałem są pełne realizmu i energii, a za chwilę widzimy nieprzenikniony spokój na jej
twarzy (na festiwalu w Cannes dostała w 2007 r. nagrodę dla najlepszej aktorki).
Oczywiście film nie jest arcydziełem i można mieć do niego pewne zastrzeżenia, choćby to,
że jest zbyt długi, albo, że w zbytnim uproszczeniu pokazuje jej pierwszą wewnętrzną
przemianę. Jednak dla wielbicieli kina azjatyckiego to pozycja obowiązkowa.