jest mocno przesadzony. Od kiedy Sherlock tak ugania się za kobietami? Od kiedy Sherlock walczy w Podziemnym kręgu? Po co dają jakiegoś Blackwooda, nie mogli zrobić zagadki Psa Baskerville'ów w jedynce? Tyle mieli opowiadań do wyboru, a nie skorzystali z żadnego dając jakieś wyimaginowane romanse z kobietą, z którą spotkał się tylko w jednym opowiadaniu. W książce wyraźnie zaznaczono, że gdy Holmes był na tropie wówczas całe dni milczał, a tutaj nieustannie gdera i gdera. Gra na skrzypcach wydaje mi się wciśnięta na siłę tak żeby było, że jest jakieś tam odwzorowanie. W pierwowzorze był tajemniczy, enigmatyczny, natomiast tutaj był zwyczajnie Sherlockiem Starkiem.