GŁOSUJCIE!
Western Johna Sturgesa czy film Kurosawy?
Ja wolę western, ma lepiej zarysowane postaci i to wszystkie siedem, u Kurosawy lepiej poznajemy zaledwie trzech samurajów.
U Sturgesa każdy z kowbojów ma jakąś skazę, opowieść:
YUL BRYNNER - charyzmatyczny dowódca
STEVE MCQUEEN - wesołek/podrywacz
CHARLES BRONSON - drwal o miękkim sercu, Irlandczyk/Meksykanin
JAMES COBURN - bezlitosny nożownik, najlepszy rewolwerowiec, milczek
ROBERT VAUGHN - tchórz
HORST BUCHOLZ - żółtodziób o walecznym sercu
i jeszcze jeden, ZACHŁANNY, ale DOBRY, którego nazwiska nigdy nie pamiętam
ALE PAMIĘTAM ICH WSZYSTKICH, ich dramaty, lęki, bóle, śmierci
Większy to film niż dzieło Kurosawy.
To ciekawe, co piszesz, bo sam Kurosawa, po obejrzeniu westernu, wręczył Sturgesowi... samurajski miecz. I zrobił to ze szczerego podziwu. Pofatygował się z nim do USA! Mistrz dostrzegł drugiego mistrza.
To jak obaj wygenerowali tak wiele tak różnych treści z tej samej opowieści dowodzi tego jak równorzędne są to obrazy. One się wręcz uzupełniają!
Z tym mieczem to chyba legenda. W wywiadzie dla indyjskiego krytyka filmowego R.B. Gadi z 1966 roku Kurosawa mówi:
"Amerykańska kopia, choć rozrywkowa, zawodzi. Nie jest to wersja Siedmiu samurajów. Nie rozumiem dlaczego tak ją nazywają. Lubię amerykańskie filmy, choć nie pamiętam ich tytułów. Bliższe mi jest europejskie kino".
Nic podobnego, pisano o tym w magazynie "FILM".
Kurosawa zaś wielokrotnie podkreślał miłość do filmów Johna Forda i Johna Hustona. Westerny były dla niego bezpośrednią inspiracją do realizacji filmów samurajskich. Filmy współczesne kręcił w duchu kina japońskiego, ale filmy samurajskie już jak westerny właśnie. Tak więc obie kultury mają sobie sporo do zawdzięczenia. Tu nie chodzi o kolejność kultur, o to kto pierwszy ten lepszy. Chodzi o to do czego ich używali. Do czego się wzajemnie inspirowali.