Po obejrzeniu "Skarbu Narodów" zadałem sobie trochę trudu i "wygooglałem" to oraz owo o historii USA w XVIII w. I wiecie co? Jestem pełen podziwu! Scenarzyści spisali się na medal: Udało im się połączyć bez zbytnich zgrzytów pewne fakty i utworzyć z nich wcale, wcale logiczny ciąg! Reżyser także się spisał tworząc lekką, inteligentną i bezpretensjonalną komedię sensacyjną z wielką historią w tle. A do tego aktorzy zagrali także bez zadęcia. A mogli, wszyscy razem i każdy osobno, to spieprzyć bez problemu - zrobić ciężki kawał przegadanego i naszpikowanego głupawymi tezami filmidła dla "kino-onanistów" dla których jak się da film obejrzeć bez niestrawności przy obiedzie, to znaczy, że jest "kiepski". Jednym słowem: DOBRE KINO!