Ilu z was moi kochani, którzy daliście ocenę 10,9,8 - zasłużoną oczywiście - czytało opowiadanie Kinga. Tak z ciekawości :D
Opowiadanie bardzo fajne jest, ale w filmie jest zastosowanych kilka zmian, które sprawiają, że jest lepszy.
Trochę spoileruję, uprzedzam z gory tych, którzy filmu nie widzieli ;).
Przeczytalem i obejrzałem tego samego dnia.
Na początku byłem pełen podziwu, jak wierne odzwierciedlono w filmie treść opowiadania - wiernie cytowane dialogi, itd.
Później scenarzyści dołożyli sporo od siebie, ale w sumie to zaskoczyło mnie to, że historia nic na tym nie straciła.
Też się zastanawiałem, co podobało mi się bardziej.
Moim zdaniem, wszystkie filmowe dodatki, zmiany i ubarwienia wyjątkowo nie przeszkadzaly. Zazwyczaj wszelkie próby kreatywnej interpretacji książek przez scenarzystow koncza się lukami w fabule, albo po prostu tym, ze historia nie trzyma się kupy. W tym wypadku takiego wrazenia nie mialem.
Moim zdaniem najważniejszą zmianą był brak rotacji wśród naczelników. Scenarzyści dali widzowi czas, żeby znienawidzić tego jednego, uniknięto też problemów z zyskiwaniem przywilejów u nowej kadry (jeden naczelnik - szybko zyskana przychylnosc - rozwiazany problem z pojedyncza cela).
Watek z "proba ucieczki" Tommy'ego też mi w zasadzie nie przeszkadzał. Naczelnik miał przynajmniej powód, żeby popełnić samobójstwo (jak rozumiem przerazajaca byla jednak wizja odpowiedzialnosci za morderstwo, niz za wałki finansowe), co z kolei sprawiło, że jedyna osoba, która musiała znać nową tożsamość Andy'ego przestała być zagrożeniem.
Finał i intryga z pieniedzmi naczelnika moim zdaniem ciekawsze niż historia z inwestycjami przyjaciela z zewnatrz.
Dlatego chyba jednak troche bardziej podobal mi sie film.
A jak u Was?
Szczerze. Jest to chyba jeden z nielicznych filmów, który pomimo tylu niezgodności z książką dalej w mojej ocenie jest wybitny. Tym niemniej ja go traktuję jako arcydzieło filmowe osobne, bo jako adaptacja jest dla mnie przeciętnie - wyznaję zasadę, że jak jest na podstawie opowiadania to niech będzie wierne.
Jednak troszkę bardziej przemówiła do mnie książka. Wiele wątków jest tam wyjaśnionych przez Reda z kilku stron rozumowania, co poszerza obraz.
Jednakże uwielbiam obie pozycje, każdą na swój własny unikalny sposób. Chociaż rozumiem Kinga, że mu się film nie podobał. Sam się stukam w głowę, czemu tyle zmienili. Ale filmowi jako filmowe dzieło, nie mam nic do zarzucenia.
Mi też bardziej podoba się film, zwłaszcza ze względu na końcówkę z naczelnikiem oraz rozbudowany wątek Brooks'a i Reda
Nowsza ekranizacja książek Kinga jest niesamowita. Moim zdaniem takie filmy jak Skazani na Shawshank czy Zielona Mila lepiej obejrzeć niż czytać książkę. Troszke jest dodane do filmu, ale na dobre to wyszło.
Natomiast filmy starsze czyli "Lśnienie", "Smętarz zwieżąt" są gorsze niż książka. Tutaj widać tendencję do wycinania wątków.
To tylko moje zdanie. Książki zawsze warto czytać, tak samo jak warto oglądać dobre filmy, a najlepiej połączyć jedno z drugim :)
Czytalem prawie wszystkie jego opowiadania, ale w tym przypadku najpierw ogladalem film
w moim przypadku również najpierw oglądałam a potem przeczytałam (chodzi o zieloną mile i skazani na shawshank)
Czytałam i jest to nieliczny z przypadków gdy film podobał mi się bardziej niż książkowy pierwowzór. Dodatkowe wątki w ekranizacji niesamowicie ją uatrakcyjniły co rzadko się zdarza. Nawet sam King powiedział w jednym z wywiadów, że to jego ulubiona ekranizacja i podobała mu się bardziej niż jego opowiadanie :D
Naprawdę, bo ja czytałem gdzieś, że King krytykuje każdą ekranizację i żadna jak dotąd mu się nie podobała.
Ja czytałem. I niestety ale film jest zdecydowanie lepszy (Jeden z nielicznych przypadków kiedy film jest lepszy od książki, rzadko tak się zdarza) Ale tutaj film znacznie ulepszył i rozszerzył wątki z książki a także zmienił narrację Reda na bardziej mmmm... ,,epicką" (Chociaż zachowali mnóstwo z oryginalnych słów powieści)