Jakby ten film powstał 30 lat temu, byłby pewnie kultowy. Ludzie zapisywaliby się w kolejce po kasetę video, trzymali cały weekend i oglądali w sobotni wieczór całą rodziną na odtwarzaczu Onkyo. Jest i mordobicie, są i laski w kusych majtkach, pościgi samochodowe i oczywiście as nad asy czyli van Damme.
Ale film powstał 20 lat temu, i niestety świeżość już nie ta. Oglądając go teraz, to typowe kino klasy B, no powiedzmy B+ bo ciekawa fabuła jest. Ale film robiony na starą modłę - czyli muszą być ładne dziewczyny i pokazane w całej okazałości, obowiązkowe strzelaniny, pogoń na ulicach, czarno-białe charaktery, do tego zasmażka w postaci zemsty, podawać na gorąco. I wbrew pozorom akurat to broni się znakomicie: bijatyki są soczyste, cele więzenne ciemne i śmierdzące, strażnicy bezlitośni i skorumpowani, a w tle pieniądze i zdrady. Ale sporo psuje na siłę wrzucony wątek filozoficzny. Mamy więc więźnia-pisarza a z offu słyszymy pseudointelektualny bełkot typu "musisz zdjąć maskę by poznać prawdziwego siebie". Przy takim czymś miękną prawdziwi twardziele a hersztowie band niemalże padają sobie w ramiona. No i klasyczne pomysły typu "nałóż czyjąś czapkę a nikt cię już nie rozpozna" lub "stalowe kraty, które wypadają pod silniejszym uderzeniem".
Sumarycznie - film na raz.