PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=783392}

Sklep z jednorożcami

Unicorn Store
5,5 8 394
oceny
5,5 10 1 8394
5,8 6
ocen krytyków
Sklep z jednorożcami
powrót do forum filmu Sklep z jednorożcami

Reżyserski debiut Brie Larson to historia dwudziestokilkulatki, która nade wszystko umiłowała sobie pastelowo-tumblrową estetykę, brokat i jednorożce. Kit (Brie Larson) wypełniona jest marzeniami i tęsknotą za tym, co piękne – w księżniczkowy i puchaty sposób. Bohaterką poznajemy w momencie, kiedy oblewa egzamin na studiach artystycznych: jej obraz, będący abstrakcyjnym zlepkiem pasteli i brokatu, nie spełnia oczekiwań jej egzaminatorów. I już na samym początku widzimy ogromny kontrast pomiędzy umazaną farbą Kit, stojącą w białym dresie na tle swojego obrazu, a resztą studentów i wykładowców, eleganckich intelektualistów w czerni. Kit traci zatem marzenia o artystycznej karierze i wraca na tarczy do rodzinnego domu, po to, by dowiedzieć się, że rodzice – dwójka starszych ludzi prowadzących zajęcia integracyjne dla trudnej młodzieży – zmienili jej dawny pokój w domową siłownię. Kit zamieszkuje w piwnicy rodziców i zalega przed telewizorem, zajadając się lodami i kontemplując bezsens własnej egzystencji.

A potem postanawia dorosłość. Dorosłość dla Kit oznacza picie czarnej kawy, noszenie starych garsonek swojej matki rodem z lat 90. i pracę w agencji PR, gdzie jej głównym zadaniem jest ciągłe odbijanie tych samych dokumentów na ksero. Dorosłość to szef, który wydaje się nieco zbyt zainteresowany nową stażystką, i kolega z pracy rodziców, który spełnia ich oczekiwania dużo lepiej niż ich własna córka. Dorosłość to pasmo rozczarowań i kompromisów, powolne godzenie się na to, że życie Kit będzie zupełnie zwyczajne i wypełnione szarością.

A potem Kit dostaje zaproszenie do sklepu z jednorożcami.

Zakup jednorożca to, jak przekonuje ją charyzmatyczny sprzedawca (Samuel L Jackson), okazja życia i szansa, jakiej nie dostaje wielu. W końcu to stworzenie, które wypełnione jest bezwarunkową miłością i szczęściem. Kit co prawda została już wybrana i dostała imienne zaproszenie do sklepu, ale musi jeszcze udowodnić, że rzeczywiście jest godna miana właściciela mitycznego zwierzęcia. Kit, jak łatwo było przewidzieć, szybko pozbywa się sceptycyzmu wobec tej niecodziennej propozycji i jest w stanie zrobić wszystko, by sprostać tym wymaganiom. Jednorożec staje się, całkiem dosłownie, nowym sensem jej życia. A ta obsesja zaczyna powoli je zmieniać.

Nie jest trudno przewidzieć, że właściwie cały film to historia o tym, jak Kit musi sprostać kolejnym wymaganiom stawianym potencjalnym właścicielom jednorożców. I chociaż po drodze przydarza jej się kilka mniej lub bardziej istotnych przygód - spotyka pracownika sklepu budowlanego o nietypowym imieniu Vergil, bierze udział w wieczorze szczerości w własnymi rodzicami, a nawet projektuje bajeczną i mieniącą się brokatem reklamę magicznego odkurzacza - to wszystkie ono bledną wobec nadrzędnego celu posiadania jednorożca.

W tym miejscu muszę przyznać, że Sklep z jednorożcami to film, w który wywołał we mnie lekki dysonans poznawczy. No bo o czym właściwie jest to film? Dorosłej kobiecie, którą wyrzucają ze studiów, więc zdobywa nudną pracę i uprawia radosny eskapizm w marzenia o własnym jednorożcu? I dlaczego właściwie Kit, bądź co bądź całkiem dojrzała osoba, traktuje pomysł zakupu jednorożca zupełnie poważnie? Sam film też zdaje się traktować go w 100% poważnie, a przynajmniej równie serio, jak wszystkie inne elementy świata przedstawionego. Odkurzacze reklamuje się zdjęciami modelek z dzieckiem na ręku, rodzice-terapeuci chcą zastąpić córkę zupełnie nietaktownym klonem samych siebie, a dorosłe kobiety marzą głównie o jednorożcach. Brzmi sensownie.

No tylko że nie do końca, więc pół filmu spędziłam, zastanawiając się, czy to wszystko jest najzupełniej serio i czy Kit naprawdę jest tak infantylna, że wierzy w uniwersalne szczęście, jakie da jej posiadanie jednorożca.

Jest jednak kilka momentów, które sugerują, że za tym wszystkim stoi jakiś głębszy namysł. Że historia Kit ma na celu nie tyle psychologiczne prawdopodobieństwo, co lekko metaforyczną opowieść o doświadczeniu nawet nie tyle dorastania, co zmierzenia się z prozaiczną monotonią codzienności, zwyczajnością i przeciętnością.

Jednorożec jest nie tylko wyrazem tęsknoty za utraconą magią dzieciństwa. W pewnym sensie są ucieleśnieniem bardzo nośnego hasła „Be whatever you want to be”. Całe życie ktoś mówi nam, że jesteśmy niezwykli i może być kimkolwiek tylko zapragniemy. A potem każą nam pić czarną kawę i w nieskończoność odbijać umowy na kserokopiarce. Jednorożec to pogoń za niezwykłym, mityczne stworzenie, które stało się symbolem sukcesu i szczęścia - nie tylko wśród dwudziestokilkulatków. W świecie biznesu jednorożcami nazywa się startupy, których wartość rynkowa przekracza miliard dolarów. Wyjątkowe, niepowtarzalne, nieosiągalne.

W takiej interpretacji poszukiwanie i wyczekiwanie jednorożca przez Kit staje się o wiele bardziej zrozumiałe. Bo czy rozczarowania nie tylko dorosłością, ale całym porządkiem otaczającego nas świata nie można by uznać za doświadczenie pokoleniowe millenialsów? Czy to nie jest przypadkiem tak, że większość osób urodzona pod koniec lat 80. lub na początku 90. ma problem z odnalezieniem się w monotonnej, niekreatywnej pracy, po której lubi uciekać w zajęcia jeszcze niedawno uznawane za dziecinne, takie jak gry komputerowe, filmy o superbohaterach, seriale fantasy? I wreszcie: czy czasem wszyscy nie mamy tak, że łatwiej jest nam się dogadać z pluszowym miśkiem, a nie drugim człowiekiem?

No i od razu mała errata do powyższego: ja wiem, że powyższe w dużo większym stopniu dotyczy dwudziestokilkulatków z USA lub Europy Zachodniej, bo to oni są pierwszym od kilkudziesięciu lat pokoleniem, które nie tylko najprawdopodobniej będzie zarabiało mniej od swoich rodziców, ale też ma większe długi i mniej optymistyczne perspektywy na przyszłość. W takim kontekście pogoń za jednorożcem rzeczywiście ma całkiem sporo sensu.

Sklep z jednorożcami trudno uznać za film wybitny lub nawet zapadający w pamięć. Trudno jest jednak zaprzeczyć, że jest to film ciekawy, z bardzo porządną grą aktorską, dobrymi zdjęciami i troszkę zbyt mało wyrazistą muzyką. Niewątpliwie wyróżnia się na tle większości produkcji Netflixa, które wydają się odbite z jednej matrycy i ciężko je nazwać choćby przeciętnymi. Na tym tle dzieło Larson to niebanalny powiew świeżości – jasne, może nie wbija w fotel, ale zapewnia półtorej godziny nie tylko całkiem porządnej rozrywki, ale też ciekawej refleksji o otaczającym nas świecie.

Więcej recenzji: https://kulturalnemakarony.wordpress.com/

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones