Są filmy, ktore mają niebywałą zdolność do zaskakiwania widza swą fabuła, a w szczególności zakończeniem, za każdym kolejnym obejrzeniem. Jednym z takich filmów jest właśnie "Sklep na rogu". Widziałam już go przynajmniej kilka razy i zawsze z tą samą niecierpliwością i niepewnoscią czekałam na zakończenie. Będą razem czy nie bedą...
Wzruszajaca dobroć i życzliwość, brak "łaciny" to także atut tego nakręconego przed ponad 60 laty filmu.
Ze łzami w oczach ogłada się scenę,w której pan Matushek zaprasza młodego Rudiego na kolację wigilijną do swojego domu.
J. Stewart, pan Kralik jest prawdziwym gentelmenem, takim, z którym bez obawy można się umowić na randkę, bo wiadomo że skończy się ona tylko ciepłym "do widzenia, do jutra".
"Sklep na rogu" to film z podobnego okresu co "Przmeinęło z wiatre" i "Małe kobietki" można nawet rozpoznać tą samą szkołę aktorską...
Ogólnie polecam, nie tylko na samotne wlaentynkowe wieczory...