Wszyscy tu witają się, przechodząc obok siebie na ulicy, panowie do młodych pań mówią „panienko”, zdejmują kapelusze... ładne to i z klasą, dla mnie na plus. Zresztą, bardzo mi to przypomina polskie kino przed i powojenne. Widać, czym się inspirowali, i co przenosili do naszej kultury.;-) Choćby Olek Ford w „Ulicy granicznej”.
Ale ten manieryzm który mi przeszkadzał to patrzenie gdzieś ponad kamerę i wygłaszanie dziwnych kwestii przy dźwiękach skrzypiec. A wszystkie kobiety są ubrane i uczesane i zachowują się tak samo, jakby były kopiowane w stosunku 1:1 bo po co.
Dwoje ludzi koresponduje ze sobą listownie, jeszcze w czasach gdy list wysłany rano dochodził do nadawcy wieczorem tego samego dnia. I choć na papierze darzą się uczuciem coraz większym, w rzeczywistości się nie lubią – oczywiście, nie wiedzą nawzajem, że to właśnie ta osoba, z którą pracują za dnia, pisze do nich po nocach takie wspaniałe listy...
Może i nie podobało mi się to, co robił w drugiej połowie Stewart, bo było to chaotyczne i słabe, ale w ostatniej minucie zostało to naprawione.
Oglądałem to z uśmiechem na twarzy.
Inna sprawa, że po napisach końcowych przychodzi refleksja w stylu „Dabljiutief, men? Przecież ten związek nie wytrzyma 2 dni!”. Wraz z następnym seansem przewiduję obniżkę oceny. I polecam oglądać to w Wigilię, bo wtedy rozgrywają się też końcowe sceny – śnieg pada, ludzie kupują jakieś graty, choinki, dekoracje...
7/10
> Wszyscy tu witają się, przechodząc obok siebie na ulicy
To nie jest manieryzm starego kina. Ludzie wtedy mniej więcej tak się właśnie zachowywali. W każdym razie ci powyżej poziomu motłochu. Teraz niestety obyczaje motłochu tryumfują. Nie jestem starcem, ale pamiętam jeszcze z dzieciństwa, jak hydraulik, prosty człowiek, kiedy przy robocie zaklął niechcący - gorąco zaraz przepraszał, bo czuł, że to jakoś nie wypada. Dziś gimnazjalistki publicznie puszczają sobie w autobusie takie wiąchy, jakich on nie używał nawet po pijanemu.
Film jest wariantem dość banalnej "komedii omyłek", ale zgrabnie skonstruowanym i dobrze zagranym. Tak więc w analizy psychologiczne postaci lepiej się nie wgłębiać.
"Ale ten manieryzm który mi przeszkadzał to patrzenie gdzieś ponad kamerę i wygłaszanie dziwnych kwestii przy dźwiękach skrzypiec. A wszystkie kobiety są ubrane i uczesane i zachowują się tak samo, jakby były kopiowane w stosunku 1:1 bo po co"
Ale to zachowanie się wobec innych też można uznać za manierę starego kina, bo czegoś podobnego od lat 60 w popularnym kinie za bardzo nie ma...
Tak jest tam ewidentna maniera starego kina (głównie widoczna w grze aktorskiej) i nawet w Garsonierze ona jest obecna (np. w cenie gotowania makaronu i używania rakiety do przecedzania) ale w dużo mniejszym stopniu niż w "sklepie na rogu". Jednak ja na tamte czasy scenariusz jest na b. wysokim poziomie (zwłaszcza dialogi).