Sky Kapitan i świat jutra/film/Sky+Kapitan+i+%C5%9Bwiat+jutra-2004-1081302004
pressbook
Inne
Świat przyszłości
Takich efektów specjalnych jeszcze nie widzieliście. „Sky Kapitan i świat jutra” to przełomowy moment w historii kina. To wydarzenie bez precedensu. Film zawiera ponad dwa tysiące ujęć z efektami specjalnymi. Aktorzy filmowani byli na tle blue boxu, a następnie, już po zakończeniu zdjęć, każdy kadr filmu był komputerowo uzupełniany. Prace trwały ponad sześć lat. I oto wreszcie ITI Cinema ma zaszczyt i przyjemność zaprezentować przełomowe osiągnięcie filmowej techniki, dzieło reżysera-debiutanta Kerry’ego Conrana i znanego producenta Jona Avneta. Choć „Sky Kapitan i świat jutra” nie ma dekoracji i plenerów w dosłownym tych słów znaczeniu, Conran wykorzystuje najnowszą technologię cyfrową, by zanurzyć widza w bogaty, odtworzony z dbałością o najdrobniejszy szczegół świat fantazji naukowej, gdzie ożywają najbardziej niezwykłe historie. Film otwiera panoramiczne ujęcie Nowego Jorku. Ogromny Hindenburg III przycumował na szczycie Empire State Building, najwyżej w świecie położonego lotniska. Z pomrukiem nadciągają chmury burzowe, śnieg zaczyna pokrywać miasto i nagle wstrząsająca wiadomość wypełnia ekran: w tajemniczych okolicznościach zaginęli najwybitniejsi światowi naukowcy. Kiedy zabójcze olbrzymie roboty zaczynają tratować ulice Nowego Jorku, rozrzucając samochody i burząc budynki, Polly Perkins (Gwyneth Paltrow), reporterka z „Chronicle” rozpoczyna śledztwo. Z pomocą spieszy jej dawna miłość, kapitan H. Joseph Sullivan (Jude Law), zwany Sky Kapitanem, nieustraszony as przestworzy. Polly i Sky Kapitana czeka wiele przygód. Będą uwięzieni w ogromnej, wstrząsanej eksplozjami, jaskini lodowej w Himalajach. Stoczą walkę z przerażającymi latającymi robotami. Wylądują na ruchomym lądowisku położonym tysiące stóp nad ziemią i będą lecieć pod wodą. Muszą odnaleźć Dr. Totenkopfa, którego zbrodniczy umysł uknuł plan zniszczenia świata. Czy tych dwoje śmiałków zdoła w porę powstrzymać nieuchwytnego Totenkopfa? Mogąc liczyć na pomoc Franky Cook (Angelina Jolie), odważnej kapitan żeńskiej eskadry amfibii oraz Dexa (Giovanni Ribisi), technicznego geniusza, Polly Perkins i Sky Kapitan są jedyną nadzieją naszej planety. ITI Cinema prezentuje „Sky Kapitan i świat jutra”, film powstały w koprodukcji Brooklyn Films II, Riff Raff-Blue Flower, Filmauro Production, Paramount Pictures oraz przy współpracy Aurelio De Laurentiisa i Jona Avneta. W głównych rolach wystąpili Gwyneth Paltrow, Jude Law, Giovanni Ribisi, Michael Gambon, Bai Ling, Omid Djalili i Angelina Jolie. Film wyreżyserował Kerry Conran, który jest także autorem scenariusza. Producentami filmu są Jon Avnet, Marsha Oglesby, Sadie Frost i Jude Law. Producentami wykonawczymi – Aurelio De Laurentiis, Raffaella De Laurentiis i Bill Haber. Autorem zdjęć jest Eric Adkins. Scenografię zaprojektował Kevin Conran. Montażem filmu zajęła się Sabrina Plisco. Kostiumy dla Gwyneth Paltrow i Jude’a Law zaprojektowała Stella McCartney. Efekty specjalne opracowali Scott E. Anderson i Darin Hollings. Muzykę do filmu skomponował Edward Shearmur.
Jak 6-minutowy film wywołał rewolucję
„Takiego filmu jeszcze nie widzieliście”, zapewnia z entuzjazmem Jon Avnet, który nazywany jest ojcem chrzestnym tego bezprecedensowego projektu. Avnet był nie tylko jego producentem, ale także mentorem i opiekunem Kerry’ego Conrana. Kiedy Avnet pokazał 6-minutowy film zatytułowany „Świat jutra” Judowi Law, aktor był nim tak zachwycony, że nie tylko zgodził się zagrać główną rolę, ale także zostać współproducentem. „Zobaczyłem najbardziej ekscytujący i inspirujący retrospekcyjny kawałek kina. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem... Nie mogłem odgadnąć, jak to zostało zrobione, ale jednocześnie było w tym filmie coś, co przywodziło na myśl klasyczne serie kinowe z lat 30-tych i 40-tych, a jednocześnie odpowiadało współczesnym apetytom kinomanów. Po prostu zwaliło mnie z nóg z wrażenia”, wspomina Law. „Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam 6-minutowe wideo, wreszcie zrozumiałam, dlaczego wszyscy mówią o tym z takim podnieceniem. Nigdy nie widziałam nic podobnego”, opowiada Gwyneth Paltrow, która była pierwszą kandydatką zarówno Avneta, jak i Lawa, do roli reporterki Polly Perkins. „Zanim nawet przeczytałam scenariusz, odpowiedziałam: „OK., wchodzę w to, wchodzę, wchodzę, wchodzę! Nie mogłam odmówić, bo to, co zobaczyłam, było niesamowite”. Film wykorzystuje znane filmowe konwencje i gatunki. Jednak ze znanych elementów Conran stworzył oryginalny 6-minutowy film, jakiego wcześniej nikt nie widział. Pracując samotnie, ten komputerowy czarodziej i początkujący filmowiec płynnie połączył klasyczne style i obrazy ze współczesną technologią cyfrową. Empire State Building, wyglądający tak, jak w 1939 roku, zestawiony został z serią zaskakujących lotniczych scen akcji, jakich nie powstydziłby się najnowocześniejszy hit ekranów. „Po prostu zwala z nóg”, mówi Giovanni Ribisi, który w filmie zagrał technicznego geniusza Dexa. „Coś niesamowitego”. Posługując się swoim domowym komputerem Conran odtworzył (wykreował na nowo) świat, który prawie (być może) kiedyś istniał. Postawił także pytanie „a gdyby tak?..” fantastyce naukowej, fantasy, historii i udzielił bogatej odpowiedzi. Przez wiele lat Conran poświęcał każdą wolną chwilę, mozoląc się na swoim komputerze, eksperymentując z pomysłami, programami komputerowymi, próbując odtworzyć świat ze swojej wyobraźni. Poprzez ten cichy, pracochłonny wysiłek Conran nie tylko stworzył niezwykły film, ale także zapoczątkował rewolucję w kinie. Avnet nie kryje entuzjazmu. „Film jest pełen akcji, ale to nie wszystko. Kerry ma niesamowitą wizję, wyczucie skali, kompozycji graficznej, użycia światła i cienia. To wszystko sprawia, że jego film jest niezwykły pod każdym względem”. Film Conrana wyrasta z tradycji klasyki kina, sobotnich poranków w kinie (kiedy wyświetlano nowy odcinek kinowej serii) i komiksów o super bohaterach. 6-minutowy film zachwycał nie tyle zręcznym połączeniem tych wątków i konwencji, co raczej techniką i stylem, w jakim to robił. Był w nim przebłysk czegoś zagadkowego i niewyobrażalnego, dający przedsmak tego, czym mógł stać się w wersji pełnometrażowej. Styl, tonacja i intryga wywodzącą się z tego, co Conran (a także Avnet) w kinie lubią najbardziej. To alternatywna rzeczywistość, wizja tego, co by mogło się zdarzyć... kiedyś... gdyby tylko. To prawdziwy zastrzyk adrenaliny. „Choć pod względem technologii zrobiliśmy taki krok do przodu, o wiele rzadziej wyobrażamy sobie przyszłość. W latach 30-tych i 40-tych ludzie robili to częściej i chętniej”, mówi Kerry Conran, scenarzysta i reżyser „Sky Kapitana i świata jutra”. „Mój film jest czymś w rodzaju wyidealizowanej wizji przyszłości, która nigdy w pełni się nie zmaterializowała, ale przecież mogła stać się rzeczywistością”. 6-minutowy film, który zapoczątkował powstanie „Sky Kapitana i świata jutra”, nadał nowe znaczenie określeniu „filmowa prezentacja”. Krótkometrażówka Conrana podbiła serca i wyobraźnię każdego, kto ją zobaczył. Co jednak ciekawe to nie Kerry, ale jego brat Kevin puścił ją w ruch. „Nie chciałem pokazywać tego filmu”, wspomina Kerry. „Moim celem nie było zrobienie 6-minutowego filmu. Chciałem zrobić film pełnometrażowy. Tymczasem po czterech latach pracy miałem gotowe tylko sześć minut. Pomyślałem, że przyda mi się pomoc, bo inaczej spełnienie mojego marzenia potrwa całe wieki”. W listopadzie 1999 roku, Kevin Conran, który wykonał kilka ilustracji dla filmu Kerry’ego, zaprosił na obiad koleżankę swojej żony, producentkę Marshę Oglesby. Chciał jej pokazać film brata. Kerry wiedział już, że potrzebuje „spojrzenia z zewnątrz”, a Marsha Oglesby była bardzo ciekawa 6-minutowego filmu, o którym już tyle słyszała. Po pierwszej projekcji zabrakło jej słów. Wreszcie poprosiła: „Czy mogę zobaczyć to jeszcze raz?”. Następnego dnia film zobaczył jej wspólnik, Jon Avnet. „Było w nim coś z film noir... Podobna kompozycja ujęć, gra światła, kadrowanie, wspomina Avnet swoje pierwsze wrażenia po projekcji sprzed lat. „Ten film był bliski moim kinowym upodobaniom. A potem nagle pojawiły się te wielkie mechaniczne roboty, niszczące Nowy Jork. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. W tym filmie nie było ani krzty cynizmu czy wyrachowania. Ale najważniejsze, że dzięki niemu nabrałem przekonania, że Kerry jest w stanie przekształcił swój pomysł w film pełnometrażowy. Byłem pod wrażeniem, że udało mu się stworzyć coś tak niewiarygodnego na domowym komputerze w garażu”. Podobnie jak Oglesby Avnet chciał oglądać film w kółko. „Były w nim na przykład niesamowite ujęcia stóp robotów, kiedy naprawdę czujesz ich ogrom, masę i ciężar. Uczucie tak realistyczne, że aż robiło się dziwnie”. Avnet ma bogate doświadczenie zarówno jako reżyser i jako producent. Od razu wiedział, że pomysł Conrana jest bezprecedensowy. W 1998 roku Avnet był producentem „George prosto z dżungli” i „Inspektor Gadget”, filmów, w których ważną rolę odegrały efekty komputerowe. Jednak film całkowicie zrobiony na monitorze komputera – to była absolutna nowość. Wszystko – dekoracje, plenery, scenografia – było zrobione w komputerze. Conran pragnął połączyć animację, grafikę komputerową i żywych aktorów grających na tle niebieskiego ekranu w jedno niesamowite widowisko. Pragnienie ambitne, ale też niewiarygodnie trudne. „Mój język bywa czasami nawet za bardzo barwny, ale nawet ja miałem problemy z wyjaśnieniem, jak wygląda ten film, osobom, które go nie widziały”, śmieje się Avnet. „Świat jutra” rozpoczyna się od ujęcia zeppelina lecącego przez śnieżną zamieć do lądowiska na szczycie Empire State Building. Chwilę potem, kiedy latające roboty zniżają swój lot nad Manhattanem i zaczynają siać spustoszenie, pojawia się główny bohater – as przestworzy Sky Kapitan opada na swoim P-40 Warhawk, by uratować świat. Te sceny zapierają dech. Stworzony przez Conrana niezwykły świat ma swój rodowód nie tylko w tradycji film noir, ale także czerpie garściami z twórczości Orsona Wellesa i H.G. Wellsa. Conran skoczył w przyszłość, mieszając science fiction, kino awanturnicze i fantasy z faktami historycznymi. Wyczarował dla widzów mroczną opowieść o człowieku walczącym z maszynami, a stawką w tej walce jest przyszłość gatunku ludzkiego. Conran dobrze pamięta, jak brzmiało pierwsze pytanie Avneta po obejrzeniu 6-minutowej prezentacji. „Czego chcesz?”. Conran odpowiedział mu bez namysłu, że chce zrobić film pełnometrażowy, na co Avnet odparował: „Myślę, że mogę ci w tym pomóc”. W ten to sposób wieloletnie marzenie Conrana znalazło wsparcie w doskonałej znajomości świata kina, jaką dysponował Avnet. Conran potrzebował czterech lat, by zrobić sześć minut filmu. 37-letni filmowiec – który mawia o sobie, że jest nieśmiały, ale potrafi nieśmiałość kontrolować – dobrze wiedział, że w takim tempie może nigdy swojego marzenia nie urzeczywistnić. Avnet miał oczywiście świadomość skali trudności bezprecedensowego celu, jaki sobie postawili, ale jednocześnie czuł, że film Conrana stanie się przełomowym momentem w historii kina. „To w stu procentach film Kerry’ego”, mówi Avnet. „Ja jestem tylko największym fanem Kerry’ego i jego dobroczyńcą. Od naszego pierwszego spotkania wiedziałem, że to niezwykły człowiek. Miliony ludzi na całym świecie mają taki sam komputer, jak Kerry, ale tylko on potrafił na nim zrobić taki niezwykły film”. Avnet nazywany jest ojcem chrzestnym „Sky Kapitana i świata jutra”. Złożył bowiem Conranowi propozycję nie do odrzucenia: pomoże mu zrobić ten film. Da mu pieniądze, swoją wiedzę i swoje wpływy, by nieznany nikomu debiutant mógł spełnić swoje marzenie. W zamian Kerry Conran miał tylko przerobić te sześć minut na film pełnometrażowy, którego Avnet będzie producentem. Dobito targu. Nikt wtedy nie przypuszczał, że do urzeczywistnienie wizji Conrana pochłonie dwa tysiące ujęć z efektami specjalnymi i niemal sześć lat pracy. Skąd mogli to wiedzieć? Nikt nigdy wcześniej nie próbował zrobić takiego filmu.
Pomysł
Jako źródła inspiracji dla „Sky Kapitana i świata jutra” Kerry Conran wskazuje książkę, którą czytał, dorastając w latach 60-tych i 7o-tych we Flint w stanie Michigan. Conran wspomina, że pomiędzy licznymi niesamowitymi ilustracjami z „The Book of Marvels” jedna szczególnie działała na jego wyobraźnię. Było to ujęcie lądowiska dla zeppelinów na szczycie Empire State Building. Mało kto dziś wie, że takie lądowisko kiedyś istniało. Conran wypatrzył je także w klasycznej wersji „King Konga”. „Zanim zamontowali tam anteny (na szczycie budynku), był tam dok cumowniczy”, mówi Conran. „Można go zobaczyć w „King Kongu” z 1933 roku. Małpa trzyma się go kurczowo. Jeżeli dobrze się przyjrzycie, to zobaczycie, że trzyma się właśnie za maszt dla zeppelinów”. Conran opowiada o tym, jak wokół tego jednego zdjęcia zbudował stopniowo cały świat, jego „Świat jutra”. Opowiada także o tym, jak zaczął pracować nad swoim filmem, wymyślać postaci, intrygę i obrazy, wyłaniające się z eklektycznego połączenia film noir, pulp fiction, komiksów i klasycznej animacji, na której się wychował. Chciał zapożyczyć ulubione elementy z każdego z tych gatunków – epicki romans i akcję, zaskakujące i mrożące krew w żyłach zwroty akcji, humor, egzotyczne plenery – i stworzyć wiarygodny świat. Kevin Conran, brat Kerry’ego oraz scenograf i projektant kostiumów do filmu, wspomina jak razem z bratem „pędziliśmy na złamanie karku po schodach, żeby w niedzielę rano, jeszcze przed kościołem, obejrzeć w telewizji stare odcinki „Flash Gordona”. „Wiedzieliśmy dobrze, że rakieta jest zawieszona na drucie, ale zupełnie nam to nie przeszkadzało”, opowiada. „W filmie Kerry’ego jest wiele czytelnych nawiązań do tych starych seriali i komiksów. Znamy wiele osób, które uwielbiają te produkcje tak samo jak my”. Conran poszedł w ślady George’a Lucasa, który w filmach z lat 40-tych w rodzaju „Buck Rogers” czy „Flash Gordon” znalazł inspirację dla swoich międzygalaktycznych walk w „Gwiezdnych wojnach”. Conran dodał jeszcze swoją miłość do film noir i amerykańskich gatunków fantasy, science fiction i adventure fiction – dla których wspólnym źródłem pochodzenia jest pulp fiction. Określenie pulp fiction odnosi się do magazynów wydawanych na tanim papierze (pulp) pod koniec XIX wieku, takich jak „Weird Tales” i „The Strand”, które publikowały prace mistrzów literatury – H.G. Wellsa, Arthura Conan Doyle’a, J.R.R. Tolkiena czy Edgara Rice’a Burroughsa. Generalnie historie z serii pulp fiction koncentrowały się na walce człowieka z mrocznymi, potężnymi siłami zła – zarówno wewnętrznymi, jak zewnętrznymi – pozostającymi poza jego kontrolą. W pierwszej połowie XX wieku pulp fiction połączona z faktami naukowymi i opartą na spekulacjach fikcją stworzyła nowy gatunek historii fantastycznych rozgrywających się w alternatywnych lub równoległych rzeczywistościach. Uniwersalizm tych konfliktów i historii jest widoczny w nieustającej popularności takich postaci, jak Sherlock Holmes czy Tarzan, oraz w sukcesie filmowej adaptacji „Władcy Pierścieni” Tolkiena czy kolejnych wersji „King Konga”. Conran jest przekonany, że dla wielu ludzi ważne są nie tylko uniwersalne archetypy postaci z komiksów czy historii pulp fiction, ale także otaczająca ich rzeczywistość. Dokładnie przestudiował ilustracje, zwracając szczególną uwagę na przesadzone skale, w jakich postaci były przedstawiane, minimalistyczne kadrowanie i potężne sylwetki czarnych charakterów. Chciał osiągnąć podobny efekt w swoim filmie. „Na okładkach starych pism wszystko jest przesadzone, większe niż mogłoby być”, mówi Kevin Conran. „Najłatwiejsze porównanie, jakie się nasuwa, to tradycyjny film animowany tylko, że z aktorami. Nigdy nie chodziło o realistyczne pokazanie świata. To zawsze miał być świat wyjątkowy. Kerry marzył o zrobieniu filmu od dziecka i od dziecka miał te obrazy w swojej głowie”. „Chciałem zobaczyć P-40 (samolot Warhawk) latające po kanionach - ulicach Nowego Jorku, chciałem zobaczyć zeppelina stojącego w doku na szczycie najwyższego budynku świata”, wyjaśnia Kerry. „Miałem prawdziwą obsesję na punkcie zeppelinów. Uważałem to za zupełnie naturalne, że powinien tam się zatrzymać, choć w rzeczywistości nigdy się tak nie stało”. (Dwukrotne próby przycumowania zeppelina do szczytu Empire State Building w latach 30-tych skończyły się porażką. Pomysł, by najwyższy wieżowiec świata stał się portem dla transatlantyckich gości upadł całkowicie po katastrofie Hindenburga I w 1937 roku.) „Był także Hindenburg II”, mówi Kerry, odwołując się do mało znanego faktu. „Zrozumiałe więc, że nasz zeppelin musiał nazywać się Hindenburg III. Chcieliśmy zachować ciągłość”. „Świat jutra” było tematem przewodnim światowej wystawy, jaka miała miejsce w Nowym Jorku w 1939 roku. Pokazano wtedy imponującą kolekcję nowoczesnych i futurystycznych projektów i naukowych wynalazków, co oczywiście także bardzo fascynuje Kerry’ego Conrana. Skala zaproponowana przez Normana Bela Geddesa była dla maszyn, nie dla ludzi podobnie, jak nowe drapacze chmur i parkingi w Nowym Jorku. Do słownika weszły nowe słowa, między innymi „aerodynamika”. Wraz z nagłym rozwojem nauki i techniki, maszyna stała się siłą, która w równej mierze mogła służyć rozwojowi, co zniszczeniu. Budziła taką samą ufność w przyszłość, co strach. Dla zwiedzających wystawę zrozumiałe było to, że maszyna odmieni ekonomiczne, społeczne i psychologiczne aspekty każdej kultury. Tzw. Machine Age, przypadająca na lata 20-te i 30-te były okresem bogatym, pobudzającym wyobraźnię, kiedy wszystko wydawało się osiągalne. Optymizm załamał się wraz z wielkim kryzysem, światową depresją i II wojną światową. „Myślę, że światowa wystawa pozostaje w pamięci wielu czymś magicznym ze względu na wytyczane perspektywy”, mówi Kevin. „Panował prawdziwy optymizm co do przyszłości, to naprawdę miał być świat jutra”. Łatwo teraz o cynizm, ale spoglądając wstecz można wyczuć i zrozumieć ten optymizm co do przyszłości, wiarę w potęgę technologii”. Kilka dekad później doczekaliśmy się nowego Machine Age. Teraz komputer, dzięki któremu Conran mógł stworzyć swój fascynujący, choć niebezpieczny świat, jest taką samą maszyną, od której zależy przyszłość planety. Pracując nad scenariuszem, Kerry Conran zajął się ambiwalentnym stosunkiem człowieka do maszyny. To prowokacyjny i niekończący się konflikt. Osnuty mrokiem i cieniem rodem z film noir , „Sky Kapitan i świat jutra” zaczyna się od scen z wielkimi mechanicznymi potworami i latającymi robotami. Okradają ziemię z najważniejszych bogactw mineralnych i źródeł energii. Wkrótce jeden po drugim znikają najwybitniejsi światowi naukowcy. Reporterka Polly Perkins (Gwyneth Paltrow) rozpoczyna śledztwo. Wkrótce odkrywa, że głównym podejrzanym jest błyskotliwy niemiecki naukowiec Dr Totenkopf. Z pomocą Polly śpieszy jej dawny ukochany, as przestworzy i najemnik Sky Kapitan Joe Sullivan (Jude Law). Razem tropią szalonego geniusza – zanim ten doprowadzi do zagłady całego świata. Avnet wyjaśnia, że tytuł filmu podkreśla obsesję na punkcie maszyn Totenkopfa i jego apokaliptyczną wizję przyszłości. „Nasz czarny charakter, Totenkopf, zalicza się do tej grupy naukowców, która na początku XX wieku doszła do przekonania, że człowiek pozostawiony sam sobie w końcu doprowadzi do swojej zagłady. Szuka sposobu, by temu zapobiec, chce stworzyć własny „świat jutra”. Dla większości ludzi będzie nikczemnikiem, ale inni może dostrzegą w jego działaniach próbę uratowania ludzkości. Przypomina to wiele mesjanistycznych wizji, dobrych i złych, romantycznych i dyktatorskich”. Dla Kerry’ego Conrana Totenkopf jest kimś więcej niż tylko złoczyńcą z jego filmu. To uosobienie samo uwieczniających się mitów, które stworzyliśmy, by wyjaśnić tajemnice naszego świata. „To nie konwencjonalny czarny charakter, jakiego widujecie w większości filmów”, mówi Conran. „Nie jest taki, jakim się wydaje. Pod pewnymi względami przypomina Czarodzieja z Oz, który też nie jest taki, jak się spodziewamy. W pewnym sensie jest raczej metaforą niż postacią”. Filmowy „Czarodziej z krainy Oz” wszedł do kin w 1939 roku wraz z innymi klasykami kina – „Przeminęło z wiatrem”, „Pan Smith jedzie do Waszyngtonu”, „Wichrowe Wzgórza”, „Podróże Guliwera”, animowany „Pinokio” i western „Dyliżans”. Conran uwielbia „Czarodzieja z krainy Oz” i nie ukrywa, że „bezwstydnie go cytuje”. Łącznie z samym Czarodziejem. Dla Conrana pościg Sky Captaina i Polly za nieuchwytnym Totenkopfem przypomina podróż Dorotki do Czarodzieja. „Oni ścigają nie człowieka, ale mit, ideę”, mówi. „Tworzą jego historię w takim samym stopniu, co on sam. Prowadząc śledztwo składają do kupy historię jego życia, wiele z tego, czego się dowiadują jest prawdą, ale wiele jest także fałszem”. Mając pod cyfrową kontrolą swój wysoce skontrastowany styl, Conran mógł wreszcie ogarnąć pomysłowość, różnorodność gadżetów i utopijne piękno epoki, wymyślone przez ówczesnych projektantów, naukowców, wynalazców i pisarzy. Mógł wybudować Nowy Jork jako miasto przyszłości, takim jakim nigdy nie był... romantyczny miastem stworzonym z wizją, łączącym naukę i sztukę dla podniesienia jakości życia każdego z mieszkańców. Mógł delektować się bez końca obserwując podróż swoich bohaterów w Technikolorze poprzez kompletnie stworzone światy aż do Shangri-la (ta scena kojarzy mu się z przybyciem Dorotki do krainy Oz). A co najważniejsze mógł sobie pozwolić na to wszystko bez ogromnych środków, jakich potrzebowaliby twórcy tradycyjnego filmu. „Zacząłem eksperymentować ze strukturami od najprostszych rzeczy”, wyjaśnia Conran. Szybko odkrył, że bez większego wysiłku może tworzyć na monitorze komputera proste geometryczne formy i grafiki. „Wtedy mój projekt zaczął nabierać sensu. Miałem jednak świadomość, że pewne rzeczy pozostaną dla mnie nieosiągalne. Chciałem na przykład stworzyć kombinację określonych stylów podpatrzonych w różnych filmach. Obawiałem się także ograniczeń natury technologicznej”. Conran zaczął studiować stare animowane seriale, w tym „Przygody Supermana” Maxa Fleischera. Chciał w nich podpatrzyć sposób kadrowania, kompozycji i oświetlenia planu. „Filmowego warsztatu, który reprezentują sobą te seriale, nie powstydziłyby się filmy fabularne”, mówi z podziwem. „Zacząłem od naśladowania ich rozwiązań – tyle, że zamiast animacji próbowałem zrobić to w filmie z aktorami. Starsze filmy animowane nie mogły sobie pozwolić na luksus rysowania tysięcy postaci ludzkich, tworzących tłum, a mimo to oglądając je ma się wrażenie zatłoczonych ulic miejskich. Sekret polegał na odpowiednim sposobie zaprojektowania i narysowania poszczególnych ujęć i scen”. Avnetowi bardzo spodobał się styl i strona wizualna filmu. Miał jednak świadomość, że żaden, najbardziej nawet wyszukany, spektakl z efektami specjalnymi nie obejdzie się bez wciągającej intrygi i ciekawych postaci. „Wiedziałem, że najważniejsze będzie zachowanie proporcji. Tak, by kolejne wspaniałe ujęcia – trudne pod względem technologicznym, trudne pod względem cyfrowym – nie przesłoniły filmu”, mówi Avnet. „Historia jest bardzo prosta i należało ją pokazać w ekscytujący sposób. Technologia służy wyobraźni, wyobraźnia służy narracji, a wszystko sprowadza się do tego, by opowiedzieć ciekawą historię w starym stylu i zrobić to w najbardziej widowiskowy i zajmujący sposób”.
Postacie i aktorzy
„Obmyślanie historii i pisanie scenariusza zajęło nam dwa lata”, wspomina Avnet. „Chcieliśmy, żeby nasz film był utrzymany w tonacji „Poszukiwaczy zaginionej arki”. Sky Kapitan jest bohaterem w starym stylu, pokazanym z lekkim dystansem. Nie chodzi o to, by nie brać go na serio. Ale jest w nim coś przewrotnego, coś, co budzi uśmiech widza”. W 2002 roku Avnet pokazał scenariusz i 6-minutowy film Conrana Judowi Law, Gwyneth Paltrow, Giovanni Ribisiemu, Bai Ling i Angelinie Jolie. W ciągu kilku miesięcy wszyscy aktorzy zgodzili się zagrać w „Sky Kapitanie i świecie jutra”. Conran był zachwycony obsadą swojego filmu. „Do dziś nie rozumiem, skąd miałem tyle szczęścia. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ale to jakiś absurd. Zresztą jak wszystko inne związane z tym filmem. Nie znajduję logicznego wyjaśnienia. Naprawdę nie rozumiem, jak to możliwe, że aktorzy takiej klasy zgodzili się podjąć tak wielkie ryzyko i zagrać w moim filmie”. Avnet chciał także zaryzykować z samymi bohaterami filmowymi, obsadzając w głównych rolach aktorów na przekór ich dotychczasowemu wizerunkowi. Chodziło mu zwłaszcza o Jude’a Law i Gwyneth Paltrow. „Kerry nigdy nie wyobrażał sobie swojego filmu jako widowiska z wielkimi gwiazdami. To – na szczęście lub nie – był już mój wpływ”, mówi producent. „Czułem, że ta historia może zainteresować największe sławy ekranu, a ja chciałem, żeby zainteresowała aktorów, którzy już wcześniej razem świetnie zagrali. Kiedy pokazałem Gwyneth 6-minutowy film, Jude siedział obok. Popatrzyłem na nich i pomyślałem: „Wyglądali wspaniale razem w „Utalentowanym panu Ripleyu”, w tym filmie będą wyglądać jeszcze lepiej”. Kiedy Avnet postanowił zainteresować filmem Lawa (z którym wcześniej spotkał się przy kręceniu „Uprising”), chciał mu najpierw pokazać 6-minutową prezentację, a dopiero potem scenariusz. Wiedział, że scenariusz nie daje pełnego wyobrażenia o tym, jak przyszły film ma wyglądać. „Kiedy obejrzałem prezentację, natychmiast pomyślałem o moich dzieciach”, wspomina Law. „Pomyślałem, jak fajnie będzie wprowadzić na wielki ekran film w dawnym dobrym stylu. Wydawał się mieć w sobie niewinność, a jednocześnie miał w sobie wszystko, co trzeba, by pozyskać zainteresowanie młodszej publiczności. A poza tym spodobał mi się spory ładunek humoru. Film ma pasjonujące walki i bitwy, ale pozbawiony jest brutalności i krwi. Od razu zapragnąłem dołączyć do tego projektu i to nie tylko jako aktor, ale także jako producent”. Law mówi także, że spodobało mu się połączenie dramatu i humoru w większych niż życie bohaterach filmu. Chciał również zanurzyć się w tym fikcyjnym świecie, zbudowanym jednak na historycznych podstawach. „Świat elitarnych pilotów-najemników i ich pomocników – naukowców z bronią laserową. To niesamowita mieszanka. Można sobie wyobrazić, jak wyglądałyby komiksy i science fiction z lat 30-tych, gdyby dysponowali takimi pieniędzmi i techniką, jak my. To świat, w którym każdy z nas chciałby się znaleźć choć na chwilę”. Aktorka Bai Ling gra w filmie „Zagadkową kobietę”, zwinną i zabójczą sojuszniczkę Totenkopfa. Uważa, że historia i bohaterowie wymyśleni przez Conrana mają w sobie wszystkie klasyczne elementy potrzebne, by stworzyć porywające widowisko. „Ten film przypomina mi dawne produkcje Hollywood, wszystkie te stare historie miłosne ze wspaniałymi kochankami, między którymi tak cudownie iskrzyło”, mówi aktorka. „Historia cię wciąga, zaczyna ci zależeć na głównych bohaterach. Ale film Conrana przypomina mi też w pewnym stopniu „Gwiezdne wojny” i „Matriksa”. Chodzi o sposób, w jaki zostały w nim wykorzystane możliwości technologiczne kina. Conran połączył dwie skrajności. Kiedy zobaczyłam jego prezentację, powiedziałam bez namysłu: „Muszę zobaczyć ten film. To będzie kwintesencja Hollywood. Czysta magia”. Tworząc postać Sky Kapitana Conran w pewnym stopniu wzorował go na prawdziwym lotniku nazwiskiem Claire Chenault, który przed II wojną światową dowodził grupą najemników „The Flying Tigers”. „Jude Law ma w sobie wiele z Chenaulta”, mówi Conran. „Ten facet był najlepszy z całej grupy. Być najemnikiem to nie to samo co być żołnierzem. Nie był koniecznie super prawym bohaterem. Był potencjalnym bohaterem, który w pewnym stopniu był do wynajęcia”. Kiedy Avnet i Law szukali odtwórców ról Polly Perkins, Dexa i Franceski „Franky” Cook, po prostu zadzwonili do swoich przyjaciół. „Scenariusz miał w sobie wszystkie elementy klasycznej, dobrej historii”, mówi Angelina Jolie, która zagrała kapitan Cook. „Przyjaźń, lojalność i miłość, walkę w obronie przyjaciół, miłosne trójkąty i tajemniczą przeszłość ukochanego mężczyzny – wszystko to sprawiało, że to po prostu porywająca historia. A poza tym gdzieś tam pod powierzchnią filmu kryje się wielka historia miłosna. Kerry i Jon mogą się wypierać, ale ja i tak ich rozgryzłam – obaj są niepoprawnymi romantykami”. Jude Law zgadza się z Angeliną Jolie i przyznaje, że ten aspekt filmu także go urzekł. „Spodobał mi się nie tylko świat, który Kerry wykreował, ale także sposób, w jaki pokazał wzajemne relacje dwójki głównych bohaterów. Kłócą się ze sobą, skarżą, ale jednocześnie znowu się w sobie zakochują. To tam jest, pod powierzchnią, od samego początku czuje się, że ta para jest dla siebie stworzona i można mieć tylko nadzieję, że w końcu się zejdą”. Ling także spodobała się historia miłosna. „Podoba mi się, bo jest pięknie napisana. Od pierwszej minuty, kiedy bohaterka grana przez Gwyneth Paltrow i bohater grany przez Jude’a Law są razem na ekranie wiemy, że są w sobie zakochani. Między nimi naprawdę się iskrzy”. „Dialogi między Polly i Sky Kapitanem są wojownicze, ale i podszyte erotyzmem”, mówi Paltrow. „Ta para ciągle ze sobą walczy. Mieliśmy z Judem z tego powodu niezły ubaw”. Wraz z rozwojem akcji Law musi nie tylko staczać słowne pojedynki z bohaterką, graną przez Paltrow, ale także obrywa – dosłownie – od Ling w roli Zagadkowej Kobiety. „Ciągle walczymy”, mówi Ling. „Jak tylko spotykamy się, zaraz wybucha kolejna bójka. I on zawsze ode mnie obrywa, co jest zabawne. Za każdym razem, kiedy go widzę, wygląda tak przystojnie i romantycznie, a ja po prostu sprawiam mu lanie. Mieliśmy razem naprawdę fantastyczne sceny walki”. Dla Sky Kapitana Zagadkowa Kobieta czasami jest jednak mniejszym problemem od Polly. Wspólna przeszłość, a zwłaszcza to, co wydarzyło się w Nanjing, budzi w Polly i Sky Kapitanie wzajemną podejrzliwość. Pytanie, którym zadręcza się Polly, brzmi: „Czy on mnie zdradził?”. Pytanie, którym zadręcza się Joe, brzmi: „Czy dokonała sabotażu w moim samolocie?”. Napięcia nie rozładowuje pojawienie się Franky Cook (Angelina Jolie). „Polly jest zazdrosna o Franky”, tłumaczy Paltrow. „”Polly i Sky Kapitan byli kiedyś parą, zerwali ze sobą w dramatycznych okolicznościach, kiedy Polly nabrała podejrzeń, że Joe ją zdradza. Kiedy spotyka Franky, jest przekonana, że to właśnie z nią zdradzał ją Sky Kapitan. Uważa Franky za zagrożenie. Świetnie się bawiłam, grając to”. Jolie także spodobał się udział w trójkącie uczuciowym. Przypadła jej do gustu również nieustraszona natura jej bohaterki. „Granie Franky to była czysta przyjemność. Naprawdę ją polubiłam. Chciałabym poznać kogoś takiego. Franky jest kapitanem, brała udział w wielu niezwykłych przygodach. W jednej z nich straciła oko. Zna Sky Kapitana od kilku lat. Nie mamy pewności, co między nimi naprawdę zaszło. Sporo o tym dyskutowaliśmy – czy tych dwoje było kiedyś w sobie szaleńczo zakochanych czy próbowali się nawzajem pozabijać? Nie znamy odpowiedzi, ale jedno jest pewna – tych dwoje łączy wspólna przeszłość”. Jolie spodobało się, że musiała nosić opaskę na jednym oku. Czuła, że daje to jej bohaterce pewną przewagę. „Na początku czułam się dziwnie. Ta opaska narzucała mi pewną sztywność. Trzymałam się z rezerwą, obserwując innych. A Franky jest opanowana, ma w sobie wiele z żołnierza. Opaska pomogła mi uzyskać potrzebny efekt”. Gwyneth Paltrow ze swoim wyglądem klasycznej gwiazdy filmowej nie kojarzy się raczej z kinem akcji. Ale jej obecność w filmie „odmieniła go wizualnie”, uważa Conran. „Gwyneth cechuje precyzja. Jest mądra i szybko wchodzi w rolę. Nie miała także żadnych problemów z graniem w filmie, w którym tak wiele zależy od technologii”, wtóruje w komplementach Jon Avnet. Paltrow była zachwycona możliwością zagrania szybko mówiącej, nieustępliwej reporterki. „Pod wieloma względami przypomina bohaterki starych klasycznych filmów, które łączyły w sobie kobiecą siłę, przebiegłość i erotyzm”. Zdaniem Conrana Polly ma wrodzony talent do pakowania się w tarapaty. „Chciałem zaznaczyć kontrast między Sky Kapitanem i Polly. Chciałem, żeby ona była bardziej lekkomyślna, a on miał w sobie więcej ze skauta”. Sky Kapitan nie zwojowałby wiele, gdyby nie pomoc Dexa, zaufanego przyjaciela i technicznego czarodzieja. „To on się zna na samolotach, robotach i wszystkich gadżetach”, mówi Paltrow. „Giovanni zrobił z Dexa wspaniałą postać o silnym ładunku komediowym”. Ribisi pracował już z Judem Law. Zagrali razem we „Wzgórzu nadziei”. Swojego bohatera opisuje jako „kogoś, kto stale myśli i ekscytuje się różnymi gadżetami, algorytmami i tym podobne. Ale Dex to także uosobienie lojalności. To ważna cecha jego charakteru”. „Są nierozłączni, choć Dex nigdy nie będzie taki, jak Sky Kapitan”, mówi Avnet. „Dex żyje jego życiem. A jednocześnie Sky Kapitan w pełni polega na Deksie. To dzięki niemu może dokonywać bohaterskich czynów, bo Dex jest genialnym wynalazcą”. Kiedy skompletowana została cała obsada, a techniczna pomoc z jednej osoby wzrosła do niemal stu, Kerry Conran poczuł się trochę jak swój bohater, Sky Kapitan. Musiał dokonać czynów niezwykłych, by urzeczywistnić swoją wizję. „Szybko zrozumiałem, że to nie tylko będzie film, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem, ale także film, jakiego nikt nigdy wcześniej nie zrobił”, wspomina Jude Law.
Realizacja
Kerry Conran ukończył California Institute of the Arts w Valencii. Zdobył dzięki temu encyklopedyczną wiedzę na temat kina i znalazł klucz do swojego filmowego szaleństwa. Choć zaangażowany był w projekt aktorski, szybko odkrył, że tak naprawdę interesuje go animacja komputerowa. „Wraz z nastaniem techniki cyfrowej, animacja nie znała już żadnych ograniczeń. Wszystko, co się dało zeskanować w komputerze, można było wykorzystać”, mówi Conran. I szybko komputery przestały służyć wyłącznie animacji. Filmowcy zaczęli syntetyzować różne obrazy – zdjęcia, nagrania wideo, twórczość cyfrową – i przekładać je ujęciami z aktorami. Dla Conrana „świadomość, że technologia wreszcie osiągnęła poziom, w którym można przełamać sceny z aktorami tak, jak można było to robić z animacją, równała się z eksplozją możliwości”. W 1994 roku Kerry Conran w swoim mieszkaniu w Sherman Oaks w Kalifornii zaczął wewnątrz swojego komputera budować „świat przyszłości”. Miał wtedy 34 lata. Kiedy zaczynał swoją samotną przygodę, „nie było jeszcze „Mrocznego widma”, nie było „Władcy Pierścieni”, nie było „Matriksa”. Jeszcze nie zaczęli nawet pracować na tym rodzajem efektów specjalnych i wizualnych w filmach z aktorami i z pewnością nie próbowaliby robić coś takiego na komputerze domowym, co tylko świadczy o tym, jakim byłem wtedy naiwniakiem, porywając się na coś takiego”, wspomina Conran. Conran pracował w samotności, a tymczasem stosunkowo nieznane światy trójwymiarowej grafiki zrewolucjonizowały najpierw przemysł gier komputerowych, a następnie przemysł filmowy, stając się jednym z jego głównych nurtów. „Kiedy zaczynałem musiałem czekać po dwadzieścia minut, żeby updatetować pojedynczy kadr. Teraz gry w systemie PlayStation robią na bieżąco”. Choć technologia sprawiła, że zrobienie całkowicie cyfrowego filmu stało się możliwe, kiedy nadszedł czas, by zrobić film pełnometrażowy, Kerry i Kevin Conranowie musieli wrócić do deski kreślarskiej. „Różnimy się pod względem gustu”, mówi Kerry, „ale jako dzieci mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań. Dzięki temu mogliśmy szybciej przedzierać się przez setki szkiców, by osiągnąć ostateczny efekt. Potrafię trochę rysować, ale Kevin jest niezwykle utalentowanym ilustratorem”. Epicki charakter historii, wymyślonej przez Kerry’ego Conrana, wymagał niezwykłej skali i wyobraźni. Kevin Conran naszkicował drapacze chmur i inne geometryczne formy ukryte w głębokim cieniu. Kerry wziął te rysunki i rozplanował na monitorze komputera, nadając każdej z budowli podstawowe formy i struktury. Wykorzystując podstawy animacji, by połączyć ujęcia z aktorami z grafiką komputerową, Conran powielił szkice brata na monitorze komputera. Rozpoczął tym samym proces komponowania kolejnych warstw obrazów. „Mam nadzieję, że publiczność choć częściowo doceni pracę, jaką włożyliśmy w stworzenie obrazów, które niekoniecznie są rzeczywistością”, mówi Kerry. „Chcieliśmy stworzyć coś pomysłowego, nieco dowcipnego. Ot inny sposób postrzegania rzeczy”. Angelina Jolie była pełna podziwu dla dbałości o najdrobniejsze szczegóły, jaką przejawiał Kerry Conran. „Wielu twórców filmowych już o to nie dba. Dbałość Kerry’ego sprawiła mi przyjemność. Dobrze było zagrać w filmie, który był robiony z pietyzmem”. Bardzo szybko zespół techniczny, którym kierował Kerry Conran, powiększył się do niemal stu osób. Wytwórnia wybudował dla niego i jego rosnącego zespołu kwatery w Van Nuys w stanie Kalifornia oraz w San Fernando Valley. „Zajęło nam sporo czasu zanim skompletowaliśmy zespół i zbudowaliśmy studio”, mówi Avnet. „Rozrastaliśmy się, rozszerzaliśmy się, rozprzestrzenialiśmy się i ciągle było nas za mało! Nie mieliśmy jednak żadnego wzoru do naśladowania, bo nikt przed nami nie próbował zrobić takiego filmu”. Kiedy zespół został skompletowany, każdy z jego członków przeszedł przez proces indoktrynacji, podczas którego obejrzał 6-minutowy film Kerry’ego i dostał jedną z oryginalnych kompozycji Kerry’ego. Wszystko po to, by każdy mógł zrozumieć, jak Kerry zamierza stworzyć swój film. Conran zgromadził stos książek, zdjęć, kronik archiwalnych i innych materiałów źródłowych. Każdy z obrazów był zaopatrzony w jego dopisek w rodzaju „Chcę, żeby to wyglądało tak, jak na tym zdjęciu!”. Od pomysłu do szkiców, modeli, zaplanowania oświetlenia planu, poprzez trójwymiarową animację do wirtualnych modeli, krok po kroku, warstwa po warstwie, Conran zaplanował skadrowanie, kompozycję i konstrukcję każdego z niemal dwóch tysięcy ujęć z efektami cyfrowymi. „Miałem prawdziwe szczęcie, że spotkałem Jona”, mówi Kerry Conran. „Nie znam wielu osób, które zdecydowałyby się podjąć takie ryzyko, jak on. Pracowaliśmy nad tym filmem przez sześć lat. Jedną z cech Jona jest to, że im więcej osób mówi mu, że coś jest niewykonalne albo niemożliwe, tym bardziej zacina się w swoim uporze, by to osiągnąć”. Kevin Conran dodaje: „Jon zasługuje na naszą ogromną wdzięczność, bo podjął ogromne ryzyko. Uwierzył w nasz film. I choć wszyscy mówili mu, że zwariował, on nas nie zostawił”. Kerry Conran jest wdzięczny Jonowi Avnetowi również za to, że „nigdy nie stracił z pola widzenia także aspektu niezależności produkcji”. Kerry wymarzył sobie swój film jako niezależną produkcję zrobioną z przyjaciółmi i z udziałem nieznanych aktorów. „Jak widać miałem nieco mniej wygórowane ambicje”, śmieje się Conran. „Ale dziś wątpię, by dało się ten film zrobić inaczej, a już na pewno nigdy nie zrobiłbym go bez pomocy Jona”. Avent zaproponował Raffaelli De Laurentiis, by dołączyła do zespołu Marshy Oglesby, Sadie Frost i Jude’a Law i objęła funkcję producenta wykonawczego. Wcześniej pracował z Raffaellą przy filmie „Uprising”. Nie bez znaczenia było także jej doświadczenie jeśli chodzi o filmy z efektami specjalnymi. Nie mając żadnych wzorców co do kręcenia takiego filmu, filmowcy szybko przekonali się, że jedną z najbardziej pożądanych cech jest... cierpliwość. Potrzebna była zwłaszcza w kontaktach z komputerami. Najbardziej kapryśny okazał się komputer sieciowy. Potrafił jak najprawdziwsza diva swoimi kaprysami i złymi humorami godzinami szantażować filmowców. „Jeżeli miał zły dzień, wszyscy mieli zły dzień”, śmieje się Avnet. „Mieliśmy tony sprzętu w schłodzonym pokoju (chodziło o utrzymanie właściwej temperatury). Problemy dotyczyły zarówno najbardziej wyszukanych artystycznych pomysłów, jak spraw tak przyziemnych, jak klimatyzacja”. Avnet nazwał serwer „HAL” – tak, jak w „2001. Odyseja kosmiczna” nazywa się komputer, który eliminował kolejnych członków załogi. „Każdego ranka rozmowy zaczynały się od pytania: „W jakim humorze jest dzisiaj HAL?”, śmieje się Avnet. Kiedy obsada została już skompletowana, a Jude Law został jednym z producentów filmu, Avnet i Conran zaczęli drobiazgowo przygotowywać proces prewizualizacyjny i przedprodukcyjny, potrzebny przy tak bogatym wizualnie i całkowicie cyfrowym filmie. „To pierwszy film tak starannie dopracowany wizualnie. Obraz jest stylizowany, po prostu piękny. Wygląda jak film, a nie nagranie wideo. To wydarzenie bez precedensu”, mówi Avnet. Oto jak ta historia była tworzona. Najpierw powstały szczegółowe szkice i rysunki. Każda z tych prac była zatwierdzana przez Conrana. Następnie szkice i rysunki była powielana cyfrowo, na monitorze komputera powstawały ich trójwymiarowe modele. Iluzję trójwymiarowości oraz głębi podobnie, jak kształty i strukturę uzyskano poprzez grę świateł i cieni. Posługując się komputerowym programem nazywanym „phantom desktop” modelarze „rzeźbiąc” na monitorach komputerów wyczuwali taki sam opór materiału, jak rzeźbiarze pracujący na tradycyjnych materiałach. Te wyrzeźbione modele były następnie wysyłane do animatorów, którzy dodawali ruch. Dla Conrana żaden szczegół nie był bez znaczenia. Żeby pokazać, jak powinny poruszać się ogromne roboty, sfilmował samego siebie naśladującego te maszyny. Kiedy animatorzy kończyli swoją pracę, Conran pokazywał swojej ekipie jak kadrować poszczególne ujęcia, gdzie powinna był kamera, jak będą poruszać się aktorzy, jakich należy użyć soczewek i jak ustawić światła dla wszystkich trzech wymiarów, co z drugim i pierwszym planem, ze scenografią i innymi elementami, które pojawią się w modelu wirtualnym. Każdy kadr filmu był szczegółowo przygotowany, każdy doczekał się prewizualizacji, łącznie z wersją z udziałem cyfrowych aktorów, którzy pozorowali ruchy przyszłej obsady. Następnie te trójwymiarowe animatyczne ujęcie były poddawane kolejnej obróbce, dodawano podstawowe i archiwalne zdjęcia, wybuchy, efekty specjalne. Niektóre ujęcia składały się z pięciu warstw, zazwyczaj jednak potrzeba było 50-60 warstw, by ujęcie było gotowe. A w niektórych przypadkach nawet stu warstw! „Plusem takiej prewizualizacji jest możliwość skontrolowania ujęcia zanim się je nakręci”, mówi Conran. „Można sprawdzić, jak będą ze sobą współgrać trójwymiarowe elementy i ujęcia z aktorami. Można coś dodać albo wyrzucić, przesunąć ściany, opracować choreografię ruchu. Taka prewizualizacja zapewnia dużą elastyczność”. Następnie tworzono dla każdego ujęcia graficzną siatkę. Te siatki przerabiano na mapy, rozrysowane na podłodze w studiu z niebieskim ekranem, gdzie aktorzy mieli poruszać się wśród nieistniejących sprzętów i budynków. W Van Nuys powstało ministudio z niebieskim ekranem, gdzie nakręcono cały film z cyfrowymi dublerami aktorów. Powstał wysokiej klasy zapis wideo, który następnie został poddany obróbce cyfrowej. Była to swoista ściąga. Dopiero kiedy wszystkie elementy zostały dokładnie dopasowane, łączono trójwymiarowy świat z komputera ze zdjęciami z udziałem prawdziwych aktorów. Jednym z ostatnich kroków była obróbka kolorowej taśmy. Polegało to na zdjęciu koloru z kadrów, zabarwieniu ich na czarno i biało, a następnie ponowne nałożenie koloru. Efekt przypomina stare filmy w Technikolorze. W „Sky Kapitanie i świecie jutra” tylko aktorzy są prawdziwi. Reszta to cyfrowa iluzja. Poza jednym wyjątkiem – rzeczami, które aktorzy musieli dotknąć lub podnieść. Filmowcy starannie opracowali wymiary tego nieistniejącego świata – wysokość, głębokość, długość, szerokość. Każdy kąt każdego obiektu został starannie skalkulowany. Było to niezbędne, by przygotować każdy ruch w kadrze. Sześciany i bloki z niebieskiego ekranu służyły aktorom jako wskazówki. Zostały potem zastąpione przez cyfrową scenografię. „Inne filmy, które także posługiwały się techniką niebieskiego ekranu, kręcone były w plenerach”, mówi Conran. „Budowano dla nich dekoracje, przygotowywano rekwizyty. Tymczasem my nawet na chwilę nie opuściliśmy budynku. Cały film został nakręcony w jednym pokoju”. Tym pokojem było ogromne studio na L Street w Londynie, gdzie kiedyś George Lucas kręcił niektóre sceny do „Gwiezdnych wojen” i „Indiany Jonesa”. Dla mieszkających w Londynie aktorów – Jude’a Law, Gwyneth Paltrow i Angeliny Jolie – miesięczna praca na tle niebieskiego ekranu w ich rodzinnym mieście była tylko dodatkowym plusem. „Byłem zachwycony, bo powrót do domu zajmował mi tylko pół godziny. Fajnie jest móc pracować tak blisko swoich dzieci”, mówi Law. W studiu w Londynie reżyser-debiutant stanął przed najtrudniejszym wyzwaniem – miał pokierować obsadą, w której nie brakowało laureatów Oscara. „Czasami wszystko w moim filmie wydawało mi się tak głupie, że nie potrafiłem rozmawiać o tym z poważną miną”, mówi Conran. „Kiedy kręciliśmy w Londynie, Gwyneth Paltrow pytała mnie czasami: „Co mam teraz robić?”. A ja jej odpowiadałem: „Gonią cię roboty”. Patrzyła na mnie wtedy i pytała: „Jak powinnam się zachować?”. Próbowałem zachować powagę, ale czasami sytuacja była tak surrealistyczna i komiczna, że trudno było powstrzymać śmiech. Jak można na poważnie dyskutować o olbrzymich robotach ścigających cię po ulicy? Czasami wolałem nic już nie mówić”.
Realizacja - cz. 2
Być może dlatego Paltrow mówi o Conranie, że „zawsze sprawiał wrażenie, że chce za coś przeprosić”. Dziewięć miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć na tle niebieskiego ekranu, Avnet zarządził czytanie scenariusza z udziałem aktorów i Conrana. „Chciałem, żeby Kerry usłyszał swój tekst, a aktorzy żeby oswoili się z nim i znaleźli właściwy rytm. Poza tym chciałem nagrać głosy aktorów dla potrzeb animatorów. Kerry nie miał żadnego doświadczenia w pracy z aktorami. Zachowywał się z rezerwą i w ogóle był nieśmiały. Ale nie bał się zgłaszać swoich uwag i sugestii”. Kiedy wreszcie ruszyły zdjęcia w Londynie Conran odkrył, że prewizualizacja pomaga mu w pracy w jego utalentowaną obsadą. „Wszystko było zaplanowane w najdrobniejszym szczególe. Nie musiałem się więc bać, że usłyszę pytanie, na które nie będę znał odpowiedzi. Oczywiście musiałem im wszystko to wyjaśniać. Ale nie groziła mi sytuacja, że dopiero na planie będę musiał kombinować, jak zaplanować to czy inne ujęcie. Czułem się bardziej pewnie”, zdradza Conran. Zdjęcia przebiegały gładko również dlatego, że aktorzy od początku byli nastawieni bardzo entuzjastycznie do całego projektu. „Kiedy zaczęliśmy kręcić, Jude i Gwyneth byli bardzo podnieceni możliwością zagrania w naszym filmie. Traktowali to jak ważne wyzwanie i dawali z siebie naprawdę wszystko. Całkowicie ufali Kerry’emu, który dawał im szczegółowe instrukcje i wskazówki”, wspomina Avnet. „Kerry jest bardzo utalentowany, bardzo wrażliwy i ma prawdziwy filmowy zmysł”, mówi Bai Ling. „Nie mogłam uwierzyć, że to jego pierwszy film. Doskonale wiedział, czego chce. Nigdy z nim o tym nie rozmawiałam, ale jestem pewna, że kocha muzykę. Trudno to opisać, ale w jego filmie jest jakaś delikatna melodyjność. Dawał nam ogromną swobodę, a jednocześnie uzyskiwał taki efekt, jaki chciał”. Dla Giovanniego Ribisi praca z Conranem na tle niebieskiego ekranu „była prawdziwym wyzwoleniem. Kerry pozwalał nam na własną interpretację tekstu, a to dodawało nam wiary we własne możliwości”. Angelina Jolie polegała na wskazówkach Conrana. „Ponieważ film był wyjątkowy i dziwaczny, rozmawiałam z Kerrym częściej i więcej niż z jakimkolwiek innym reżyserem”. Dla Jude’a Law praca nad filmem była powrotem do dzieciństwa. „Byliśmy jak dzieci bawiące się w domu i udające, że sofa to łódź, a telewizor to kosmita. W zabawny sposób ten film była dla nas prawdziwym wyzwoleniem. Pozwalał całkowicie oprzeć się tylko na swoich aktorskich umiejętnościach”. Law jest przekonany, że ogrom przedsięwzięcia, nasycenie akcją, niezwykłe scenerie, to wszystko sprawiało, że cała obsada grała swoje role jako postacie silniejsze niż życie, a jednocześnie realistyczne. „Wszystko było ogromne, tak inne i wizualnie zaskakujące. Nigdy nie miało się dość. Po prostu świetnie się bawiliśmy”. Ale to wcale nie znaczy, że gra w pustym pomieszczeniu wypełnionym całkowicie przez niebieskie ekrany jest łatwym zajęciem. „Oczywiście to nie Czechow, ale zadanie aktorskie wcale nie było łatwe. Wyzwaniem było zachowanie koncentracji. Trzeba było zachować wiarygodność, choć otaczała nas absolutna pustka. Bywały dni, kiedy nie mieliśmy nawet linii wyznaczających nasze ruchy. Weźmy scenę końcową, w której walczę z pięcioma robotami. Sfilmowali mnie jak kręcę się po absolutnie pustym pokoju, a następnie zrobili z tego kompletną scenę akcji”. Ribisi porównuje granie na tle niebieskiego ekranu z występami na pustej scenie. „Mówi się, że aktor powinien umieć zagrać Romea mając za partnerkę tylko krzesło. Jako aktor mam do odrobienia określoną pracę domową – obejrzeć szkice, by wyobrazić sobie otoczenie, choć w rzeczywistości nie tam nie będzie. Praca aktora zawsze sprowadza się do tego, by nikt nie zauważył, że grasz. Musisz być wiarygodny. To wszystko”. Przed każdym ujęciem Conran pokazywał aktorom prewizualizację, co pozwalało im wyobrazić sobie scenerię w danej scenie. Ponieważ trzeba było zachować idealną precyzję w ruchach zarówno aktorów, jak kamery, na podłodze rozrysowywano specjalną siatkę. W ten sposób aktorzy mieli pewność, że nie przekroczą nieistniejących ścian czy murów. „Czasami trudno było zrozumieć, jak będzie dokładnie wyglądać sceneria w danej scenie. Trudno było więc zaplanować, co się będzie robić”, wspomina Paltrow. „Niebieska ściana i niebieska podłoga – i to wszystko. Trzeba było zaufać wskazówkom Kerry’ego, kierować się jego uwagami. Nie zawsze było to łatwe”. Dla Jolie rozrysowane na podłodze mapy ruchu były z kolei sporym ułatwieniem. „Nie wiem, czy pomogłoby mi to przy kręceniu sceny rodzinnego pikniku. Pewnie byłoby trudniej. Jednak w przypadku tego filmu ułatwiało mi to wejście w moją rolę. Moja bohaterka ma przecież sporo w żołnierza, więc te wszystkie ograniczenia bardzo mi się przydały”. Bai Ling miała spore kłopoty z kostiumem. Na planie występowała zawsze w czarnym obcisłym kombinezonie skórzanym, kapturze oraz ciemnych okularach. Kostium utrudniał jej widzenie i słyszenie. Trudno było także obchodzić nieistniejące dekoracje. „Pewnego dnia Kerry powiedział mi: „OK., idziesz tu i zatrzymujesz się tu, robisz to i to, a potem patrzysz na tamtą zieloną gwiazdę”. Zrobiłam co trzeba, ale oni krzyczą, że jest źle. „Patrzysz w złym kierunku. Musisz patrzeć tam”, mówi Kerry. A ja na to: „Ale tam widzę tylko żółtą gwiazdę”. W końcu zdjęłam okulary i okazało się, że żółta gwiazda tak naprawdę jest zielona. Ale było śmiechu”. Conran był zachwycony, jak łatwo aktorzy poradzili sobie z wyzwaniem. „Jude powiedział mi nawet, że brak scenografii pomaga mu się skoncentrować. Czasami bowiem dekoracje i rekwizyty odwracają uwagę od aktorów, a aktorzy pozwalają, by dekoracje i rekwizyty odwalały kawał pracy za nich. W moim filmie Jude musiał odwalić całą robotę sam”, mówi Conran. „Mieliśmy szczęście, że Sadie Frost udało się namówić Stellę McCartney, by zaprojektowała garderobę dla Gwyneth i Jude’a”, mówi Avnet, dodając, że ostatnim elementem układanki stała się piękna muzyka Eda Shearmura. „Kerry szukał bardzo sprecyzowanego stylu. Zasugerowałem mu Eda, którego znałem z czasów pracy nad „Things You Can Tell Just by Looking at Her”. Avnet uważa, że nie mógłby znaleźć lepszego wspólnika-producenta i głównego aktora od Jude’a Law. „Jude to diament”, mówi o nim. „Ma wyobraźnię, jest pomysłowy, a poza tym ludzie lubią przebywać w jego towarzystwie”. Ribisi też wychwala Law’a. Uważa go za wyjątkową osobę i opowiada jak to na planie „Wzgórza nadziei” jeden z aktorów powiedział: „Kiedy dorosnę, chcę być takim aktorem, jak Jude Law!”. Śmiejąc się Ribisi dodaje: „I naprawdę to myślał. Jude jest bystry, a jednocześnie to wspaniały człowiek, otwarty na innych. Na plan wnosi mnóstwo pozytywnej energii. Zawsze jest pełen entuzjazmu”. Ling mówi o inspiracji, jaką dawała jej praca z uznanymi i nagradzanymi aktorami. „Gwyneth Paltrow, Jude Law i Angelina Jolie to troje najbardziej utalentowanych młodych aktorów Hollywood. Pracując z nimi wiele się nauczyłam. Zobaczyłam też, że mają jedną wspólną cechę – wszyscy ciężko pracują. Są bezgranicznie oddani swojej pracy”. Dla Paltrow możliwość zagrania w filmie jakiego jeszcze nie było stało się życiową szansą. „Miło myśleć, że wzięłam udział w czymś naprawdę wyjątkowym i unikalnym”. Conran uważa, że nigdy nie odniósłby sukcesu gdyby nie pomoc tak wspaniałej obsady i ekipy, a przede wszystkim producentów. „Żeby nie było pomyłek, ten film nie powstał za sprawą czarów i nie został zrobiony tylko przeze mnie. Byłem otoczony przez talenty i to oni zasługują na uznanie. Zazwyczaj nie mówi się o ekipie technicznej, a przecież bez niej mój film nigdy by nie powstał”. „Mam nadzieję, że mój film da nadzieję innym początkującym filmowcom – by nie bali się marzyć, bo marzenia się spełniają”, mówi Conran. „Nie umniejszajcie zasług Kerry’ego”, ostrzega Avnet. „To on wpadł na pomysł, to on wymyślił intrygę, to on wyreżyserował film. Jego dzieło najlepiej i najpełniej mówi o wizji tego człowieka, o jego umiejętnościach i jego niezwykłym talencie”.
Wywiad z Judem Law
U Stevena Spielberga był pan robotem. W filmie Kerry’ego Conrana walczy pan z robotami. Co było zabawniejsze? (śmiech) To naprawdę trudne pytanie, bo w obu filmach pojawiają się tak różne rodzaje robotów. W moim przypadku zawsze zabawniejsze jest świeższe doświadczenie. A poza tym bardzo chciałem zagrać właśnie teraz kogoś takiego, jak Joe Sullivan. W „Sztucznej inteligencji” musiałem stać się robotem, co wiązało się także z fizyczną przemianą. Tu musiałem nawiązać do tradycji dawnych bohaterów w rodzaju Bucka Rogersa czy Flash Gordona, co było naprawdę świetną zabawą. Jak zaczęła się pana przygoda ze „Sky Kapitanem i światem jutra”? Dołączyłem do ekipy dość wcześnie, choć oczywiście nie tak wcześnie, jak Kerry. Jakieś dwa lata temu spotkałem się kilkakrotnie z Jonem Avnetem. Jon chciał mi pokazać krótką prezentację pomysłu Kerry’ego. Ten krótki film dosłownie zwalił mnie z nóg. Spodobały mi się nawiązania do klasyki kina, do Fritza Langa, do „Obywatela Kane”, do „Trzeciego człowieka”. Od razu pomyślałem, że twórca tego filmu to ktoś obdarzony niezwykłym wyczuciem stylu, rytmu i kompozycji. Zakochałem się w tej prezentacji. Spodobało mi się, że zamiast tworzyć super prawdziwy świat albo świat przyszłości, Kerry cofnął się w przeszłość. Powiedziałem do Jona, że strona wizualna jest świetna, ale chciałbym przeczytać także scenariusz. Już od pierwszej strony lektury uświadomiłem sobie, że ten facet jest także niezwykle utalentowanym pisarzem. Spodobał mi się sposób, w jaki nakreślił wzajemne relacje głównych bohaterów. Lubię nazywać ten film „Kiedy „Afrykańska królowa” spotkała „Bucka Rogersa”. Kiedy ma się ciekawą historię, parę interesujących bohaterów i fascynujący świat wokół nich to nie ma mocnych – publiczność musi pokochać taki film. Chciałem mieć w nim swój udział. Jak bardzo film przypomina tamtą 6-minutową prezentację? Tak naprawdę ta prezentacja to pierwsze sześć minut gotowego filmu. Tak samo widać miasto, zegar, zeppelin, roboty. W podobny sposób pojawia się po raz pierwszy mój bohater, Sky Kapitan. Kerry Conran to debiutant. Okazał mu pan ogromne zaufanie przyjmując rolę w jego filmie. Być może, ale zawsze lubię podejmować kolejne wyzwania. Wcześniej skończyłem zdjęcia do „Wzgórza nadziei”. Kręciliśmy ten film w ekstremalnych warunkach – terenowych, pogodowych. Teraz, dla odmiany, miałem zagrać w filmie, gdzie wszystko byłoby w mojej wyobraźni. Nie było ani dekoracji, ani rekwizytów, ani plenerów. To było zupełnie nowe aktorskie wyzwanie i nowe doświadczenie, a ja lubię zdobywać nowe doświadczenia. A poza tym, kiedy spotyka się kogoś tak odważnego, utalentowanego, obdarzonego taką wyobraźnią, jak Kerry, to chce się z nim pracować tak samo, jak z uznanym i wypróbowanym geniuszem. Chyba nie łatwo było znaleźć właściwy ton dla filmu, który rozgrywa się w czasach pewnej niewinności, pozbawionych cynizmu? Nie, bo właściwy ton był już w scenariuszu. Od razu wiedzieliśmy z Gwyneth jak powinniśmy grać nasze role, jak powinny brzmieć nasze dialogi. Spróbowaliśmy i wypadło świetnie, więc po prostu staraliśmy się tego tonu nie zgubić. Kerry stale podrzucał nam jakieś nowe drobne pomysły... Właśnie dlatego zwróciliśmy się do Gwyneth, bo wiedzieliśmy, że bez problemu odnajdzie się w tym świecie. Czy są szanse na sequel? Mam taką nadzieję. (wywiad Rebecci Murray ze strony internetowej romanticmovies.about.com)
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.