Nawiązywać miał do tragedii, która wydarzyła się w roku 2014. Dwie dwunastoletnie dziewczynki tak mocno wciągnęły się w opowieść o Slenderze, że zdecydowały się zabić swoją koleżankę, aby stać się jego sługami. Pod pretekstem zabawy ściągnęły ją do lasu, w którym ostatecznie zadźgały ją nożami. Prawie, bo dziewczynce cudem udało się przeżyć i doczołgać na ulicę, na której w końcu ktoś ją znalazł, a niedoszłe morderczynie zostały złapane. Film miał właśnie nawiązywać do tej historii, ale ojciec jednej z dziewczynek skomentował pomysł jako żerowanie na cudzej tragedii, przez co Sony zatrzęsło tyłkiem i zmieniło fabule, o czym świadczą nigdy niepojawiające się sceny, które można było ujrzeć w trailerze. A żeby było śmieszniej, właśnie te sceny przyciągały uwagę i były bardziej klimatyczne niż cały film. Bo Slender Man to jakaś tragedia. Jedyny plus stanową zdjęcia, były naprawdę niezłe. Cała reszta jest tak beznadziejna, że nie spodziewałam się nawet, że można zrobić tak bardzo zły horror.