Wiedziałam, czym ogólnie jest Slender Man ("wydłużonym kolesiem bez twarzy, na którego był swojego czasu boom wśród nastolatków"), ale przyznam, że nie sprawdziłam wcześniej opisu filmu - poszliśmy dzisiaj spontanicznie. Nie nastawiałam się na żadną filmową ucztę, jednak ten film przeszedł moje najgorsze oczekiwania. Miałam nadzieję, że wprowadzą coś nowego, coś chociaż minimalnie strasznego. Myliłam się. SM taki jak na obrazkach, czyli głowa bez twarzy plus wydłużone ciało, ewentualnie z jakimiś mackami. W pewnym momencie było powiedziane, że nie wolno patrzeć mu się w "twarz", bo dostaje się obłędu. Sądziłam, że chociaż na tej "twarzy" zaczną mu się wyświetlać jakieś obrazy (np. ojciec jednej z bohaterek zginął na służbie, więc jej mogła wyświetlić się pokiereszowana twarz tego ojca czy coś podobnego). NIC. No po prostu nic. Sceny, które miały być z założenia straszne, wywoływały śmiech wśród widzów (dlatego też dałam 2, a nie 1, bo w pewnym momencie zaczęłam się dobrze bawić). Moim zdaniem nie ma co tracić czasu, ani tym bardziej pieniędzy. Może gdybym miała 15 lat, to by zrobiło to na mnie wrażenie, ale nie mam. Swoją drogą bardzo się bałam swojego czasu na "Osadzie", kiedy nadchodził ten "człowiek lasu" i dziwiłam się, dlaczego dorośli robili facepalma. Teraz już wiem, dlaczego.

PS. Jeśli ktoś był na tym samym seansie, tzn. w Arkadii, kiedy przez chwilę omyłkowo puścili zamiast "Slender Mana" "Iniemamocnych 2" - pozdrawiam. Mogli to już zostawić :P