PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=789623}
3,5 20 988
ocen
3,5 10 1 20988
2,0 4
oceny krytyków
Slender Man
powrót do forum filmu Slender Man

Slender man, czyli wielki chudy gość w garniaku i wielkiej białej głowie bez twarzy, straszy w internecie już od dłuższego czasu, bo bez mała od blisko dekady. Pojawiał się w creepypastach już od 2009 roku a w 2012 doczekał się nawet małej minigry, "Slender: The Eight Pages", w której zbieraliśmy tytułowe karteczki i wraz z każdą kolejną zebraną do kolekcji kartką tytułowy chudzielec zaczynał nas ścigać. Ta mikro produkcja na dosłownie 20 minut nie oferowała żadnej warstwy fabularnej lub zbyt bogatej rozgrywki, aczkolwiek wprowadziła pewną mechanikę, która opierała się głównie na nieodwracaniu się za siebie, bo wiedzieliśmy, że tam gdzieś za plecami czaić się może antagonista. Jeśli Slenderman nas dorwał przed zebraniem wszystkich kartek, włączał się krótki jumpscare i gra się kończyła. Tytuł zawojował internety, zwłaszcza dzięki różnym letsplejerom drącym japę do mikrofonu w czasie rozgrywki (PewDiePie, Markplier & cała reszta), co swego czasu było miernikiem poziomu straszenia przez dany wirtualny straszak. Im więcej prucia mordy do mikrofonu w czasie rozgrywki, tym bardziej dana gra jest straszna. Po sukcesie "Slender: The Eight Pages" nieco ponad rok później zadebiutował "Slender: The Arrival" - stworzony przez to samo studio, co oryginalne "osiem stronek" twór, który oferował jakąś tam fabułę, dodatkowego antagonistę i grafikę na wyższym poziomie. Gra niestety dostała baty za optymalizację, powielanie schematów i tak naprawdę za niedoróbki, bowiem widać było, że produkcja ta jechała na sukcesie pierwowzoru (notabene dla mnie nie kwalifikującego się nawet na jakąkolwiek ocenę, stąd 0/10).
"Sldender man" pożył jeszcze trochę w internetach, po czym hegemonię wśród krótkich, na szybko robionych wirtualnych horrorkach przejął "Five Nights at Freddy's", który rozprzestrzenił się tak samo, jak minigra z 2012 roku (znów dzięki let's play youtuberom).

Potem przyszła przerwa, ale spece z Hollywood szukając sposobu na powiew świeżości w gatunku kina z dreszczykiem postanowili zasięgnąć inspiracji w internetach i reanimowali kolesia bez twarzy, kiedy cała sieciowa społeczność już dawno go pochowała.
Fabuła filmowego "Slender Mana" jest tak pretensjonalna i tak przemielona na 150 różnych sposobów, że nie wiem nawet jak to opisać. Bohaterkami filmu Sylvaina White'a są cztery dziewczyny z liceum w jakimś miasteczku w Massachusetts - Chloe (Jaz Sinclair), Wren (Joey King), Katie (Annalise Basso) i Hallie (Julia Goldani Telles). Podczas jednego nudnego wieczoru spędzanego w domu Katie, by dodać sobie odrobinę adrenaliny, przeglądają stronki o Slendermanie i postanawiają go przyzwać. Odnajdują stronę, która opisuje jak to zrobić. Wystarczy obejrzeć psychodeliczne wideo i podążać za wskazówkami, które w sobie zawiera, a Slenderman zacznie ścigać niemal od razu tego, kto oglądał owy filmik. Dziewczyny oglądają film, po czym zaczynają się u nich dziwne wizje i sny o Slendermanie, a jedna z nich - Katie znika... Pozostałe postanawiają ją odnaleźć.

Świeżości - jak widać - nie ma. Już sam pomysł brania na warsztat filmowy minigry, która nie ma nawet zarysów fabuły, to zadanie karkołomne (i chyba to można uznać za względnie "świeży" zbieg). Tutaj jednak coś starano się stworzyć i to jest względny plus. Niestety cała reszta to zagrania tak sztampowe dla horroru, jak role Stathama w każdym filmie akcji. Mordercze wideo, które jest początkiem koszmaru, to przecież pomysł znany już w "The Ring" (z resztą psychodeliczny film to nie jedyny pomysł zerżnięty z niego. Wyprane z kolorów zdjęcia, psychodeliczne timelapse'y to kolejny element wyciągnięty z filmu Verbinskiego, który - tak na marginesie - przecież też jest remakiem japońskiego oryginału. Dorzućmy do tego jeszcze psychodeliczne rysunki na kartkach, które kolekcjonowaliśmy w grze, bo gra wzorowała się na psychodelicznych rysunkach - a jakże - z amerykańskiego "Ringa". Jak to mówił Narrator w "Podziemnym (o w mordę!) Kręgu": "Everything is a copy, of a copy, of a copy"). Dalej - biblioteka i pościg Slendermana za jedną z dziewczyn. Toż to widzieliśmy w zeszłorocznym "It". Przejście przez psychiatryk z psychodelicznymi wizjami w głowie? "Drabina Jakubowa" (to akurat na plusik), ale żeby nie było tak zwyczajnie, dorzućmy napotkanym ludziom w wizjach jakieś krzywe ryje, jak w "Egzorcyzmach Emily Rose". Dość odgadywania, jakie filmy posłużyły scenarzystom i reżyserowi za wzór, bo to nie badanie kinematografii. Przejdźmy dalej - schematy postępowania bohaterek. "Hej jesteśmy w ciemnym lesie. Wiecie co? Rozdzielmy się!" - cóż... może nie należy krytykować takiego zabiegu, bo bez niego nie byłoby horroru, ale nie można było jakoś do tego lepiej zbudować suspensu? A skoro o nim mowa - praktycznie jest go całkowicie brak, bo ciągle raczeni jesteśmy jakimiś jumpscare'ami, które tak jak w tegorocznej "Zakonnicy", przestają robić wrażenie już po niecałych 15 minutach filmu. Nie przesadzam - film, niemal tak samo jak gra, utrzymuje napięcie dosłownie przez wspomniane 15 minut, do 20 maks. Co za zgroza, bo na reszcie idzie utopić się w nudzie.

Co do aktorstwa - ani parzy, ani ziębi. Wszystkie dziewczyny zagrały po prostu dobrze i chyba tylko tyle można na ten temat powiedzieć. Muzyka - ok, ale bez fajerwerków.
"Slender Man" to najsłabszy tegoroczny film grozy, nawet pomimo niezłego boxoffice'a. Brak klimatu, zbyt duża ilość kalkowania innych horrorów, sztampa i naprawdę słaba kanwa opowieści to główne zarzuty do tego filmu. Na plus to, że jakoś próbowano sklecić fabułę, ale i tak jest ona słaba... Pozostaje mieć ndzieję, że Hollywood nie wpadnie na ekranizację kolejnych minigierek grozy... Stanowczo odradzam seans.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones