Duchy oficerów, to symboliczne zawłaszczenie ofiar Katynia przez tę opcję polityczną. Reżyser prowadzi toporną paralelę pomiędzy mordem (wiadomo czyim), a katastrofą i widz ma wysnuć wniosek o oczywistości "zamachu i jego sprawców". Tradycyjnie (literatura, filmy fantasy) przyjmowało się, że błąkające się duchy miały coś do załatwienia. Na cóż zamordowani oficerowie i policjanci czekali? "Prezydenta Tysiąclecia"?

Zastanawia mnie natomiast jedno. W Katyniu zginęli głównie oficerowie rezerwy, czyli polska inteligencja - prawnicy, inżynierowie, nauczyciele. Aby zostać oficerem rezerwy należało mieć min. "dużą" maturę i zostać w podchorążówce "strzelcem z cenzusem". Struktura społeczna II RP jako państwa wielonarodowego o kilku religiach (w połączeniu z procentowo większym udziale osób z wykształceniem wśród Żydów) powoduje, że spory procent duchów to nie Polacy-katolicy, ale tfu innowiercy i co gorsza może nawet ateiści. O zgrozo...

nie tylko gra aktorska jest tutaj problemem