PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30684}

Sokół maltański

The Maltese Falcon
7,6 22 484
oceny
7,6 10 1 22484
7,7 28
ocen krytyków
Sokół maltański
powrót do forum filmu Sokół maltański

Tak jak w temacie - niestety, ale rozczarował mnie ten film. Spodziewałam się czegoś o wiele lepszego po takim znanym klasyku. Sam pomysł skupienia fabuły wokół tajemniczej figurki sokoła maltańskiego był niezwykle ciekawy i intrygujący, jednak film jako całość nie zachwycił mnie. Oczywiście nie twierdzę, że jest to zły kryminał, tylko po prostu do mnie akurat nie przemówił. Poniżej postaram się wyjaśnić powody mojej oceny. (Jednocześnie szanuję i rozumiem, dlaczego innym kryminał ten tak bardzo się podoba).

Największymi atutami amerykańskich filmów lat 30., 40. i 50. są głównie świetna gra aktorska, charyzmatyczne postaci, błyskotliwe dialogi, niesamowity klimat. Nie mówię, że tutaj aktorzy zagrali źle, bo tak nie jest, aktorstwo jest na wysokim poziomie, jednak żadna z postaci ani nie zapadła mi w pamięć, ani nie zachwyciła mnie swą charyzmą czy też nie wzbudziła mej sympatii. Zanim ktoś napisze, że przecież w filmie występują w większości postaci negatywne, a więc nie ma możliwości, by wzbudziły one czyjąś sympatię czy zachwyt, odpowiem: nie zgadzam się, jest to możliwe. Bohaterowie mogą być pełni wad, cyniczni, podli, źli do szpiku kości, a jednocześnie magnetyzować widza, przyciągać jego uwagę, wzbudzać pewnego rodzaju zachwyt dzięki swej świetnie wykreowanej roli (przykład: Pani Danvers z „Rebeki” (1940), Phyllis z „Podwójnego ubezpieczenia” (1944), Waldo z „Laury” (1944), Tony z „M jak morderstwo” (1954)). Tutaj niestety żadnej z postaci nie udało się mnie oczarować.

Kiedy myślę nad główną przyczyną braku mego zachwytu nad tym filmem, to stwierdzam, że ja po prostu mam problem z tymi cynicznymi protagonistami granymi przez Bogarta. Wiem, że on zasłynął właśnie wcielaniem się w takich zimnych drani, ale mnie ci wykreowani przez niego bohaterowie jakoś nie przykuwają do ekranu. Miałam taki sam problem z „Casablancą” - również bardzo rozczarował mnie ten film, gdy oglądałam go kilka lat temu po raz pierwszy (planuję jednak zrobić sobie wkrótce powtórkowy seans, może tym razem odbiorę go lepiej) i niestety obawiam się, że główny powód leży właśnie w mym braku sympatii do tegoż aktora. Nie wiem, co jest tego źródłem, ale definitywnie jest coś nie tak z tą naszą relacją aktor-widz – jak widać nie nadajemy na tych samych falach. Styl gry tego aktora i jego tak wielbiona przez innych charyzma po prostu na mnie nie działają. A że zarówno w „Sokole maltańskim”, jak i w „Casablance” Bogart gra pierwsze skrzypce, automatycznie i te filmy jako całość wydały mi się mniej interesujące. Niestety. Bo jak tu czuć się emocjonalnie zaangażowanym w historię, gdy główny bohater nie wywołuje we mnie żadnych emocji? Sięgnę jednak po więcej filmów z Bogartem, dam mu jeszcze szansę – a nuż, widelec jeszcze mnie czymś pozytywnie zaskoczy.

Ale pomijając już Bogarta i jego Sama Spade'a, niestety pozostałe postaci z „Sokoła maltańskiego” również nie zrobiły na mnie wrażenia, w przeciwieństwie do wielu innych głównych bohaterów amerykańskich klasyków, których pamiętam nawet po wielu miesiącach od seansu (za przykład mogę podać choćby tytułową bohaterkę z „Gildy” (1946)). Jak to przystało na dobry czarny kryminał, oczekiwałabym, by Brigid O'Shaughnessy miała choć odrobinę ikry jako femme fatale – niestety jej postać była zbyt miałka, by nazwać ją interesującą. Pozostałe czarne charaktery z „Sokoła...” również nie wywoływały we mnie tego uczucia niepokoju, tej aury tajemniczości, tak przeze mnie oczekiwanych od dobrego filmu noir.

Na ogromny plus jedynie mogłabym zaliczyć końcówkę filmu, gdyż nie do końca wszystko przewidziałam (nie sądziłam, że Sam będzie aż tak nieczuły dla kobiety, w której ewidentnie się zakochał), ale to, że Brigid zabiła, od razu podejrzewałam – nie bez powodu wspólnik Spade'a Archer stał tak rozpromieniony przed swoim przyszłym zabójcą – jedynie jakaś niezwykle atrakcyjna dla niego kobieta mogła wywołać na jego twarzy uśmiech, a jak wiemy, był on zafascynowany Brigid już od pierwszej chwili (pomijam już fakt, że zafascynowanie to było dość trudne do uwierzenia, patrząc na kompletny brak wyrazistości postaci Brigid).

Cóż, reasumując, zabrakło mi w tym kryminale wyrazistych, krwistych, intrygujących postaci, bym mogła w pełni zachwycić się tą całkiem zgrabnie napisaną historią. Wielka szkoda. Moja ocena to 5/10. Nie wykluczam jednak, że za kilka lat wrócę do tego filmu - może wtedy spodoba mi się bardziej.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones