Po pierwszych wpisach poznaję że gimbaza zaliczyła wreszcie soczek z rocznika 1988. Tym razem
przysłowie "lepiej późno niż wcale" zupełnie się nie sprawdza, właściwym byłoby tu "lepiej wcale
niż kiedykolwiek".
Genialny film, nie wiem czym się schlałem, jak oglądałem za pierwszym razem, ale za tym mi się
bardziej podobał. Cóż tu dodać, czy ktokolwiek miał lepszy reżyserski debiut od Tima Burtona?
Szczerze wątpię :) 10/10
A jednak były takie przypadki:)
Orson Welles debiutował Obywatelem Kanem. Ciężko to przebić. Pierwszym pełnometrażowym filmem Charlesa Chaplina był Brzdąc. Quentin Tarantino debiutował Wściekłymi psami. Wood Allen debiutował Bierz forsę i w nogi. Zdaje się że pierwszym kinowym filmem Spielberga były Szczęki (nie jestem pewien co do Sugarland Express).
Dodatkowo sporo reżyserów kręciło swoje najlepsze filmy na samym początku kariery (np. Ridley Scott).
O gustach się nie dyskutuje, ale jeżeli o jakość chodzi, to akurat, tak, Oscar jest wyznacznikiem.
Oscar jest wyznacznikiem jakości, ale nie zawsze wysokiej. Pierwszymi kategoriami, w których miałem nieprzyjemność to zauważyć były "najlepsze" role aktorskie, później dołączyła do tego muzyka, film, scenariusz, scenografia i kostiumy. Techniczne przykłady w rodzaju ośka dla Anne Hathaway za kwadrans na scenie, czy dla Grawitacji za kosmiczną ciszę są Ci zapewne znane... że nie wspomnę o produkcjach politycznych i wojennych, które równie dobrze mogliby nagrodzić jeszcze przed startem produkcji :P
Łukasz Karwowski debiutował wspaniałym filmem Kac wawa, Michael Antieri znakomitym Komodo, Dawid Flores trzymającym w napięciu Boa kontra Pyton. Więc jak widać Burton nie był jedynym, ktòry debiutował udanym filmem.
Ja obejrzałam ten film jakieś 2 lata temu, kiedy jeszcze byłam w ,,gimbazie" i go uwielbiam ;)
Sama oglądałam go w gimbazie, ale twierdze, że jest super. No bo ej to, że większość gimnazjalistów ma zjechany gust nie znaczy,że wszyscy.