Jeszcze nigdy nie spotkałem się z sytuacją aby( wg. czytelnika) adaptacja książki była dla niego lepsza od książki. Moje wnioski są następujące;
Jeśli komuś podobała się książka to myśle że nigdy nie powinien oglądać jej ekranizacji. Dlaczego? Efekt jest zawsze taki sam; płacz i wyżalanie się dookoła w poszukiwaniu "bratniej duszy która mnie zrozumie" - śmieszne a momentami żałosne.
Pamiętam jeszcze ze szkoły jak nauczycielka j. polskiego zawsze podkreślała wyższość ksążki nad filmem. Jeśli lekturą bylo dzieło jakiegoś pisarza to miało to sens.W końcu chodzi o wizje autora nie reżysera. A poza tym w filmie są pewne wymuszone przez różne czynniki zmiany m. in. czas trwania. Osobiście zawsze lepiej zapamiętywałem obrazy niż przeczytany tekst, więc bliżej mojemu sercu do filmu aniżeli książki.Takie jest moje zdanie a ten temat.
Film"Solaris" na podstawie powieści Lema(traktuje to jako informacje, nie obowiązek reżysera do kopiowania książki słowo w słowo) oceniam na mocne 8/10.
Jeśli tylko się chce to można zrobić z książki/komiksu świetny film, przykładem tego są np: Lot nad kukułczym gniazdem, Wywiad z wampirem, czy najnowszy Batman. Nie wiem jak to jest w przypadku powieści Lema, bo jej nie czytałem, ale film jest genialny (średnia ocen to kpina) :)
IMO filmy "Lsnienie" czy zwlaszcza "Skazani na Shawshank" sa zdecydowanie lepsze of ksiazkowych pierwowzorow.
Zgadzam się w przypadku "Lśnienia".
Kolega piotrja6 napisał: "nigdy nie spotkałem się z sytuacją aby( wg. czytelnika) adaptacja książki była dla niego lepsza od książki".
No to teraz się już spotkał.
Nawet dwa razy :-)
Wczoraj skończyłem książkę, filmu jeszcze nie oglądałem, ale zamierzam.
Nawet jeśli film mi się nie spodoba, to nie zmienia to faktu, że czasem jednak ekranizacje bywają lepsze od książek.
Więc nie wydaje mi się sensowne, aby nie oglądać ekranizacji przeczytanych książek.
Zgadzam się jednak z Tobą w kwestii, że ludzie zdecydowanie zbyt dużo czasu poświęcają narzekaniu na nieudane (faktycznie lub tylko ich zdaniem) ekranizacje.
Ale tu absolutnie nie ma co porównywać! Czytasz książkę = tworzysz swoje własne wyobrażenie na temat tego, jak to "rzeczywiście" mogło wyglądać, umysł pracuje na pełnych obrotach i to, jak zapamiętasz swoją interpretację zależy od tego, jak bardzo spodoba Ci się danej książki ekranizacja. I, o ile mówimy o ekranizacjach kryminałów, bądź romansideł, da się stworzyć niemal idealną ekranizację (bo w tym przypadku z wyobrażaniem sobie nie musimy się wysilać), tak z książkami Lema, czy innego autora piszącego podobne, niekiedy abstrakcyjne rzeczy (mam na myśli fantastykę, ale również i bajki dla dzieci), to się nie sprawdza i nie będzie się sprawdzało. Lem tak umiejętnie działa słowami na wyobraźnię, że czujesz się zawiedziony, że ktoś mógł mieć inny zamysł i w ten sposób go przedstawił. Podkreślam, tylko zawiedziony. I nie neguję tutaj powstawania kolejnych ekranizacji, wręcz przeciwnie. W przypadku "Lśnienia", czy "Mechanicznej Pomarańczy" są to bardzo dobre filmy, ale czy dobre ekranizacje? Powiem tak: inaczej sobie to wyobrażałam, ale nie męczy mnie fakt, że reżyser miał inną wizję.
Co do tworzenia własnego wyobrażenia to masz rację. Przyznaje się do błędu, że nie brałem tego pod uwagę. Czasami nawet na podstawie samego zwiastunu, plakatu lub opinii innych osób tworzy się "swoją wizje filmu", która może okazać się znacznie lepsza od "orginału".
Dołożę cegiełkę.;)
W kontekście jakości:
Zielona Mila -> książka = film
Milczenie owiec -> film > książka