Obejrzałam te 37 min i jestem zachwycona a z drugiej strony smutno mi,że film nie został skończony i że nie zobaczę go w całości.
Marylin wyglądała przepięknie,bardzo delikatnie,szkoda tylko,że szczupła sylwetka była efektem depresji i barbiturantów.Pozostaje żal że symbol piękna i seksapilu w prawdziwym życiu była tak mocno nieszczęśliwa.
Zgadzam się.... film rewelacyjny, choć czuć niedosyt że to jedynie 37 min, film zapowiadał się bardzo dobrze, Marylin choć nie była w dobrej formie podczas kręcenia filmu to na ekranie nie było tego widać, była pogodna i szczęśliwą, zwłaszcza podczas zabawy z dziećmi. Piękna kobieta;...
Wiem, ze to troszeczke nie na temat, ale nie wiecie przypadkiem gdzie moge obejrzec ten film, bo na yt jest tylko po angielsku? Z gory dziekuje. :)
Szkoda, że nie mamy możliwości obejrzeć dalszej części filmu. Marilyn wyglądała przepięknie!
Mam podobne odczucia - film jest czarujący i magiczny.
Między Monroe i Martinem czuć wspaniale wibrację, jakąś niesamowitą nić porozumienia i chemię.
Patrząc na te niespełna 40 minut ciężko uwierzyć, że w czasie jego kręcenia Marilyn przechodziła takie katusze.
Wielka szkoda że film nie powstał ;/ Byłby to niewątpliwie kamień milowy wśród filmów, żadna aktora nigdy wcześniej nie pokazała się nago w filmie, Marilyn była pierwsza.
No bez jaj. Hedy Lamarr pokazała się nago na ekranie już w latach 30. - i to tak naprawdę nago, a nie od tyłu.
Natomiast pierwszą produkcją amerykańską z pełną nago aktorką był film Obietnice! Obietnice! (1963) z Jayne Mansfield. Skądinąd uważano ją za konkurentkę dla Marilyn Monroe.
Właśnie odświeżyłam sobie Something's Got to Give (a przynajmniej to, co zdołano zmontować), dwa lata po pierwszym seansie. Nie jestem pewna czy zgodziłabym się z twierdzeniem, że byłby to najlepszy film Marilyn, ale z pewnością jeden z tych naj. Obsada jest rewelacyjna, scenerie, scenariusz, muzyka, zdjęcia - wszystko "zagrało" doskonale. Gdyby film został dokończony być może byłaby to jedna z najlepszych komedii romantycznych starego Hollywood (przynajmniej w moim osobistym rankingu). Zresztą, mnie już nawet te 30-kilka minut wystarcza, żeby stawić tę pozycję w topie komedii tamtego okresu, a może i komedii w ogóle. Wracając do kwestii aktorstwa Marilyn - już po jej występie w Skłóconych z życiem widać, że jej kariera zaczynała iść w interesującym kierunku. Można tylko gdybać, co by było dalej i ubolewać, że nigdy nie obejrzymy finalnej odsłony. Jeżeli kogoś interesuje ciąg dalszy samej fabuły, pewnie warto sięgnąć po Przesuń się, kochanie ("nową" wersję z Doris Day) lub Moją najmilszą żonę (oryginał). Sama mam taki zamiar, niebawem. Podejrzewam jednak, że sentyment zrobi swoje i żadna wersja nie będzie podobała mi się tak bardzo, jak ta tutaj.
Sytuacja w jakimś stopniu podobna do tej z L'enfer Clouzota. Choć tutaj nowatorstwo czy oryginalność wychodziła znacznie poza nagość głównej aktorki na ekranie, pojawiała się bowiem znakomita zabawa obrazem, światłem, coś czego chyba nie widziałam dotąd w żadnym innym filmie, nawet współczesnym, gdy możliwości zdają się nieograniczone. Tymczasem choroba (a w końcu po wielu latach, ostatecznie, śmierć) odsuwają reżysera od dalszej realizacji i ukończenia filmu. Po latach odnalezione zostają dziesiątki godzin z nagraniami, które później, wyselekcjonowane i odpowiednio zmontowane ukazują się w dokumencie o niedokończonym arcydziele. Brzmi znajomo? ;-) Kto wie, być może Piekło byłoby najlepszym filmem w karierze Clouzota (i dość młodo i niespodziewanie zmarłej Romy Schneider).