Z jednej strony pomysł był bardzo ciekawy i oryginalny. Z drugiej, reżyser tego nie udźwignął, ponieważ całość mógłbym opisać jako kolejny film o seryjnym mordercy, z tą różnicą, że killer jest hipnotyzerem i niczym Charles Manson potrafi omamić inne osoby, aby te robiły bardzo brzydkie rzeczy. Sceny snów kompletnie mi się nie podobały. Owszem, czuć w nich mocno Zdzisława Beksińskiego, ale do mnie tego typu surrealizm nie bardzo przemawia.
Jeśli ktoś lubi filmy o seryjniakach podane w lekko onirycznym klimacie i przyprawione szczyptą głupot (sceny z ochroniarzem), to można obejrzeć.