Oscarowyś Lubezki.
Film do mnie trafił, ale nie będę go polecał - Malick albo ujmuje, albo nie. Sam przez pierwsze 20 minut miałem myśli typu "Terrence, no nie, znowu?"... ale z minuty na minuty "Song to song" łapało mnie za duchowe fraki.
Argumentu typu "kino dla inteligentnych" nie będę używał, bo to taki argument co to może na niebieskim parkować pod marketem. Rozumiem zarzuty pod adresem Malicka/filmu, sam oczywiście mam ich kilka.
"Song to song" de facto oceniam na 6/10, natomiast czasami z jakiegoś powodu daję bonusowy punkt - i tym razem tak zrobiłem za wrażenia artystyczne.
ps.
Dla tych, którzy nie widzieli i nie obejrzą - temat mojego wpisu wziął się z tego, że w filmie wykorzystano fragment "Angelusa" Wojciecha Kilara.